piątek, 31 maja 2013

Swojska wycieczka


Witam serdecznie,
Choć pogoda chwilowo nam nie sprzyja, to jednak udało nam się troszkę poświętować. Już w piątek w przedszkolu odbyły się występy z okazji Dnia Matki. Oprócz kwiatka dostałam śliczną laurkę. Dlaczego tak bardzo mi się podoba? Proste, czerwone serce, a w środku odciśnięta rączka – chyba to najbardziej mnie ujęło.
A przedwczoraj byliśmy na wycieczce – dzieci i rodzice. Pojechaliśmy do Kluczewa. Mała wioska położona w powiecie wolsztyńskim, w województwie wielkopolskim. Niby nic takiego, ale… przejażdżka bryczką, wizyta o kowala... Dzieci widziały, w jaki sposób robi się podkowy, poznały kilka słów z gwary wielkopolskiej i cały czas je powtarzały, najbardziej wpadły im w ucho: ojejku, kowol, młynorz, kowolka.  Mimo wszystko mam nadzieję, że nie zostanie im to na zawsze. Poza tym podziwiały krowy i świnie, kozy, owcę... Tak, nie pomyliłam się, podziwiały i mówiły „łał”.  Mogły wziąć na ręce króliki i pogłaskać je (czytajcie: zamęczyć). Dowiedziały się, w jaki sposób robi się mleko, przędzie nici na kołowrotku czy „sztrykuje”. Na pytanie, czy ktoś jeszcze robi na drutach, mój mały krytyk powiedział cicho do kolegi, że jego mama robi na szydełku:) A kiedy dzieci zobaczyły ów kołowrotek, krzyczały: "szydełko!".
Tak wyglądało w domu u kowala:






Zabawki ręcznie robione:




A tak troszkę dalej na specjalnie wygospodarowanym miejscu: 








Obok znajdował się plac zabaw i chatki dla dzieci.

Do jedzenia: placek drożdżowy, kiełbaski z ogniska, biały ser- „gzika”, ogórki, chleb ze smalcem, a do picia oprócz kawy, herbata miętowa. 
więcej na temat tego miejsca można znaleźć tutaj.
Wychodzi na to, że teraz atrakcją dla dzieci jest to, co kiedyś było, rzec można, normalnością, codziennością. Stare metalowe żelazko z „duszą”, krowa, zabawki robione ręcznie, są czymś nadzwyczajnym w ich oczach. Straszne? Troszkę. Nie twierdzę, żeby wrócić do czasów lampy naftowej, ale coś jest nie tak, skoro dla niektórych owoce, warzywa czy przetwory mleczne bierze się ze sklepu i na tym koniec. Cieszę się, że mam ogródek i cieszę się, że mój mały krytyk jest chętny do wszelkich prac ręcznych i nie widzi wszystkiego tylko za ladą sklepową.
Swojsko ino godom, bo ja teroz dziewuszka ze wsi jezde
Lena
Wstawiłabym zdjęcia już wczoraj, ale jak już wspomniałam na początku, pogoda nam nie sprzyja i zrobiło się burzowo.
Teraz za to świeci słoneczko, a małe rączki zasnęły.

5 komentarzy:

  1. Świetna wycieczka ! coś dla duszy i dla ciała. A wiesz że jeszcze nigdy nie jadłam gzika? Bo ten ser chyba się czymś przyprawia? Właściwie do niedawna nawet nie wiedziałam co to jest. Ale telewizja źródłem wiedzy więc teraz już wiem;)))
    Uściski:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, w pięknym miejscu gościliście, uwielbiam takie wycieczki!!!! Maluchy miały frajdę i mamusie mogły pozwiedzać ;)
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a przede wszyskim mogłyśmy spędzić trochę czasu z maluchami:-)
      pozdrawiam

      Usuń
  3. Jeszcze raz wpadam do Ciebie z wizytą i zapraszam Cię po odbiór wyróżnienia:)
    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo.jestem mile zaskoczona.u nas jadlo sie biały ser z cebulą lub szczypiorkiem,przyprawiony solą,z odrobiną śmietany lub mleka.a do tego ziemniaczki w mundurkach i masło.niektórzy do twarożku dodają rzodkiewkę.pozdrawiam

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...