poniedziałek, 30 listopada 2015

Adwentowy kalendarz

Witajcie,

W tamtym roku na początku grudnia przygotowaliśmy taki oto kalendarz adwentowy:


Możecie go zobaczyć tutaj.

W tym roku zrobiliśmy jeszcze inaczej, a raczej poszliśmy na łatwiznę:) Oto nasz tegoroczny domek adwentowy:



W kolorowej tekturze  zrobiłam u góry otwory w okienkach. Wsunęłam w nie malutkie białe karteczki. Podobnie jak w tamtym roku są tam zadania, miłe liściki na dzień oraz informacje o tym, gdzie można znaleźć słodycze (co jak co, ale nie będę im zabraniała słodkości).

W Internecie za to można znaleźć następujące inspiracje:
Dom pod brzozą i czerwone skarpety
Ushiilandia i gwiazdki
znów Ushiilandia i domek
ciekawe dekoracje znalazłam również na stronie dekoeko

to oczywiście jest tylko garstka.


Jeszcze 24 dni i podzielimy się opłatkiem oraz zasiądziemy do wigilijnego stołu. Tymczasem wracam do szydełka.

pozdrawiam
lena 

czwartek, 26 listopada 2015

W bieli jej do twarzy

Witajcie kochane,

Od kiedy tylko skończyło się lato, cały czas coś za mną chodziło i nie był to pingwinek z jednej z reklam:) Jednakże nie prowadziło to do żadnych działań. W końcu powiedziałam dość i rozruszałam moje zesztywniałe palce. Wzięłam się za szydełko. Albo o nim myślę, albo nim wymachuję, na jedno wychodzi. Choć lepiej działać, bo przynajmniej są tego efekty. 
Co za ulga mnie ogarnęła, oglądałam film i dziergałam sobie, aż powstał... Właśnie. Planowałam zrobić szeroki i biały sweterek, bo jesień przecież jest ponura i zimna. W ostateczności wyszła kolejna sukienka. Oczywiście kolejna dla lalki Barbie:)




Lalka, jak widać powyżej, nie zmieniła się.
Sukienka była robiona od dołu - zaczęłam od 44 oczek w kółku, potem do co drugiego oczka dodałam po 2 słupki. Kiedy musiałam nieco zwęzić, robiłam na przemian - 2 słupki i 1 słupek. Sukienka jest nieco luźniejsza, bo nie ma nigdzie wiązania.


A teraz to już zostały tylko szydełkowe ozdoby świąteczne.

Świetne są bałwanki i muchomorki zrobione przez Joannę, zajrzyjcie, jeśli macie ochotę.

pozdrawiam
lena

poniedziałek, 23 listopada 2015

Rodzinnie

Witajcie serdecznie,

Kiedy minął kolejny tydzień w domu mojego syna, odrabialiśmy lekcje z coraz gorszymi skutkami. Wiadomo, że w domu odrabianie prac wcale nie jest takie ciekawe. Jedynym plusem według niego było to, że mógł się wypowiedzieć na dany temat, kiedy tylko miał ochotę, mógł robić sobie przerwy, kiedy chciał (najchętniej co 15 minut i tu go ograniczałam) i mogliśmy sobie pozwolić na ćwiczenia, które nie będą realizowane w szkole z różnych względów (czas, potrzebne materiały czy określone miejsce).

Tak też było i tym razem. Oprócz gry z j. angielskiego (tutaj syn uczył mamę), szerzej przypatrzyliśmy się tematowi z j. polskiego (mój syn chodzi do III klasy szkoły podstawowej).

Najpierw był wiersz Joanny Papuzińskiej „Fotografie” i potem wspólnie zaczęliśmy oglądać nasze albumy i „patrzeć na czas, który gdzieś już pobiegł”. Dołączyła się również nasza mała księżniczka z ciągłym pytaniem: „A kto to?”. Wybraliśmy swoje najlepsze zdjęcie  - okazało się, że jest ono wspólne – kiedy młody leży golusieńki na kocyku i gryzie swoją stopę.

Potem pomieszałam moje fotografie z różnych etapów życia, a moje pociechy miały poukładać je od tego, na którym jestem najmłodsza do stanu obecnego – nie wiem, dlaczego było przy tym masę śmiechu. Więcej problemu przysporzyło (zwłaszcza księżniczce) poukładanie zdjęć młodego od wieku niemowlęcego po wiek wczesnoszkolny (przy okazji powtórzyliśmy etapy życia człowieka, które to mój syn musi już znać) i na koniec było najlepsze – zrobiliśmy nasze pierwsze drzewo genealogiczne. 



Ze względu na wielką rodzinę ze strony teściowej (5 sióstr i 5 braci) ograniczyliśmy się do pradziadków bez uwzględnienia rodzeństwa dziadków. Do końca dnia nic więcej nie udało nam się zrobić, ale myślę, że to nie był stracony czas. Teraz kompletujemy jeszcze zdjęcia, bo niestety nie mamy wszystkich. I jest pomysł, by zrobić jeszcze jedno drzewo (profesjonalne i wykonane w przeważającej mierze przez ciebie, mama – jak to zaznaczył mój syn) z uwzględnieniem rodzeństwa dziadków.



Chyba zima idzie, aż mnie dreszcz przeszedł. Na szczęście synek już zdrowy.

Miło mi, że jeszcze ktoś o mnie pamięta.
pozdrawiam
lena


środa, 18 listopada 2015

Jesienne liście - powrót

Witajcie serdecznie,

Od mojego wpisu minęło prawie pół roku. Jakoś tak się zatrzymałam w połowie drogi i popadłam w stan hibernacji. Latem. Tak, właśnie latem.




Na początku roku, podobnie jak większość, założyłam sobie listę celów, które chciałabym zrealizować. Jeszcze wcześnie na podsumowanie, ale fakt, że zapisałam czarno na białym, o czym marzę, czego chciałabym dokonać, spowodowało, że poszczególne punkty zaczęłam realizować. Zdaję sobie sprawę, że wszystkiego nie zdołam zrobić, ale traktuję tę listę jako plan długoterminowy (nie muszę chyba pisać, co jest ograniczeniem).

Co do punktów się spełniających, to między innymi rozpoczęłam dalsze kształcenie.
Przede mną pierwsze egzaminy i jestem zadowolona, a powinnam raczej być zestresowana. Widocznie brakowało mi tego. Poza tym przeglądnęłam kilka nowych blogów oraz kilka już przeze mnie wcześniej podczytywanych o celebrowaniu dnia codziennego, co skłoniło mnie do zapisania kilku słów.

To prawda, że życie nam ucieka między palcami, jeśli choć na chwilkę się nie zatrzymamy. Nie myślę tu tylko o pstryknięciu zdjęcia do następnego posta. Co więcej nie przeżyję dobrze życia, jeśli nie będzie one moje, tzn. jeśli będzie udawane, pozorowane na czyjeś. Wmawia się uczennicom, że naśladują modelki i skrajnie się wychudzają, gdy tymczasem dorosłe kobiety próbują nadgonić idealne panie domu, celebrytki, aktorki czy autorki blogów, które przedstawiają idealne życie. A czytelniczka nie bierze pod uwagę, że to są tylko migawki z ich życia. To fragment, zatrzymany lub nawet kreowany, by pasował do wizji, tematyki bloga. Poza tymi fragmentami istnieje ten sam, czasami smutny, czasami weselszy spektakl dnia. Co nie znaczy, że to wszystko jest złe.

Jest przecież różnica między inspiracją, a chęcią zawładnięcia cudzym życiem. Ważne by w tym wszystkim zachować siebie. Mogę coś skopiować, mogę  podpatrzeć, ale nigdy nie będę tamtą osobą, bo jestem jedyna w swoim rodzaju. I to ode mnie zależy mój świat i jak go przeżyję, nie kreowany, ale mój własny. I jeśli nie polubię siebie, nie polubi mnie otoczenie, więc chyba warto zaznajomić się z własną „ja”.


Z takimi przemyśleniami wracam (mam nadzieję, że na dłużej) do świata blogowego. I nie ukrywam, że stęskniłam się za Wami.  Nie wiem, czy uda mi się nadrobić zaległości, ale postaram się.



pozdrowionka

lena
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...