sobota, 30 stycznia 2016

Być jak Madame... Madame Chic

Witajcie,

Dzisiaj chcę Wam napisać o książce Jennifer L. Scott Lekcje Madame Chic. Tak naprawdę od niej wszystko się zaczęło. Cała idea związana z zatrzymaniem się na chwilę i zastanowieniem nad własnym życiem.

Autorka opowiada o swoim pobycie we Francji. Osobę, u której mieszkała, nazywała Madame Chic. To od niej otrzymała najważniejszą lekcję, lekcję życia.

Madame Chic jak i jej rodzina oddana jest tradycji przekazywanym z pokolenia na pokolenie. W domu tym celebruje się każdy moment życia, a wszystko odbywa się według określonych rytuałów. Pani domu jest skupiona na swoich zadaniach. Dba o siebie (swój wygląd, stroje, cerę) i najbliższych. Zaprasza gości na uroczyste kolacje, codziennie częstuje własnoręcznie przygotowanymi pysznościami, sprząta, robi zakupy, pracuje na pół etatu i nigdy nie można jej zobaczyć w stroju nieformalnym (dresy nie są chic). Wydaje się być idealną, choć na usta ciśnie się także perfekcyjną panią domu. Nie do końca jestem pewna, czy istnieje naprawdę, ale nie przeszkadzało mi to jednym tchem przeczytać tej książki.

W poradniku tym nałożony jest nacisk na celebrowanie codzienności. Czerpaniu radości z „tu i teraz”, czy to jedzenie, czytanie, czy słuchanie muzyki klasycznej. Po co odkładać najlepsze ubrania czy zastawę stołową na idealny moment, skoro on może nigdy nie nadejść albo go wcale nie zauważymy? (Przypominają mi się dwie sprawy. Pierwsza, to książka Katarzyny Grocholi Kryształowy Anioł, w którym główna bohaterka opowiada o podobnych sprawach. Niedawno też kuzyn z żoną zrobili rodzicom prezent gwiazdkowy i kupili nowoczesny robot kuchenny, gdyż stary im się zepsuł. Rodzice jednak schowali ten sprzęt do szafy, na później i naprawili stary).  

Co jeszcze można powiedzieć o Madame Chic?
Nigdy nie wychodzi bez makijażu, nawet jeśli jest to najdelikatniejsza jego wersja oraz bez idealnego stroju. Najlepsza garderoba w domowych pieleszach nie do końca do mnie przemawia. Lubię czasami ubrać się luźniej (zwłaszcza przy sprzątaniu), co nie oznacza, że ubrania te nadają się tylko do kosza.

Madame ma też 10-elementową garderobę (nie wliczając okryć wierzchnich, butów i torebek) na określony sezon.
„Nie musisz brać zalecenia „tylko dziesięciu ubrań” dosłownie[…]. Rób to, co ci pasuje”. Celem jest oczyszczenie szafy z niechcianych ubrań i stworzenie najlepszej dla siebie garderoby oraz dostosowanie jej do własnych potrzeb .

Autorka zwraca też uwagę na pielęgnowanie rodzinnych rytuałów. Spacer po lesie, wspólne oglądanie filmów, wieczorne czytanie, gry planszowe, niedzielne obiadki u teściowej – też coś mamy w zanadrzu, a co najważniejsze lubimy w ten sposób spędzać czas.

Jennifer namawia do rozwoju i do obcowania z kulturą (książki, filmy dobrej jakości, muzea, muzyka klasyczna…).

I jeszcze jedna ważna kwestia – „Bałagan nie jest chic”. Wszystko powinno mieć swoje miejsce. Bałagan tworzą rupiecie, niepotrzebne rzeczy, coś, co nie ma własnego miejsca. Wyłania się tutaj etap odgruzowania, podobnie jak pisała o tym Anthea Turner. Odkładanie przedmiotów na swoje miejsce zajmuje mniej czasu niż szukanie ich.

Przeczytawszy lekcje z idealną Madame Chic, można by było się załamać, ale autorka podpowiada, że nikt nie jest idealny i każdemu zdarza się popełniać błędy. Swoje tezy poprzedza własnymi przykładami.

Przyjemnie mi się czytało tę książkę i polecam ją każdemu, kto chciałby na chwilę się zatrzymać. Niektóre porady wydają się proste, wręcz banalne, ale często zapomniane. I może właśnie tu jest czas, żeby sobie o nich przypomnieć?  
Powiem wam jeszcze jedno, mam ochotę na drugą część W domu Madame Chic.

A miało być krótko, przepraszam.

Miłego dnia

lena

piątek, 29 stycznia 2016

Wszystko się może zdarzyć..., czyli "Teraz albo nigdy"

Witajcie,

Seriale mają ogromną moc. Pamiętam, kiedy zaczęła się  Magda M.. Był to jeden z pierwszych „nowszych” seriali, w którym akcja rozgrywa się wokół paczki przyjaciół. Pamiętam też, że dziewczyny porzuciły jaskrawe ubrania i na nowo pokochały biel i czerń. Główna bohaterka (Joanna Brodzik) właśnie z tych dwóch kolorów tworzyła swoją stylizację.

Podobnie było z fascynacją na temat kolejnego serialu, jakim był Teraz albo nigdy. Ten film obejrzałam co prawda już po edycji w telewizji, ale widziałam wszystkie odcinki.

Szóstka dorosłych ludzi spotyka się w malowniczej scenerii – na Maderze. Miejsce, specyficzny czas (świętowanie Nowego Roku), jak i niespodziewane wydarzenie, zbliżyło ich do siebie.

O czym wobec tego jest książka Żyj tak, jak chcesz. Serialowy poradnik życia?

Już sam tytuł sugeruje, że możemy osiągnąć wszystko, żyć jak chcemy. Żyć jak w serialu. Ale czy koniecznie chcemy w sposób zasugerowany przez autora?
Wydaje mi się, że książka jest adresowana dla ludzi chcących przede wszystkim powielać życie bohaterów serialu.

„Wszystko się może zdarzyć, gdy głowa pełna marzeń…” – postaciom serialu wszystko się udaje. Mają również swoje chwilowe upadki, ale i tak na końcu odnoszą sukces. Autor próbuje nas przekonać, że nasze życie też może się stać kolorowe. Wystarczy przestać narzekać i użalać się nad sobą.

Książka podzielona jest na kilka rozdziałów, dotyczących określonych sfer życia (ubrania, styl, praca, wnętrza, czas wolny, dyscypliny sportowe). W każdej części główni bohaterowie wypowiadają się na dany temat i występują w roli znawców.

Nacisk nałożony jest na takie aspekty jak: przyjaźń, miłość, znalezienie celu własnego życia, dążenie do realizacji marzeń (tworzenie „przypominajek”, tablic motywacyjnych itp.), wiara w siebie. Poza tym występują informacje specjalnie dedykowane dla fanów serialu: o cechach charakteru postaci, o powstawaniu filmu, aranżacjach mieszkań czy tworzeniu własnego stylu poprzez wzorowanie się na bohaterach. W przeciwieństwie do Magdy M. występuje tutaj powrót do intensywnych kolorów i ich kontrastowanie. Chociaż można i tutaj znaleźć informacje dotyczące poszukiwania własnego stylu, wyrażania własnej osobowości przez swój wygląd.

Serial jest „bajką dla dorosłych, która ma zrelaksować”, jak powiedział jeden z aktorów. Czym wobec tego jest wersja drukowana?


Książka lekka, przede wszystkim skupiona na serialu. Taka pełna optymizmu bajka dla dorosłych. Dla osób, dla których bohaterowie stają się wzorem. Ujrzałam ją na półce mojej koleżanki (obie byłyśmy fankami serialu), już jakiś czas temu, ale nie kupiłabym jej dla siebie.

miłego dnia 
lena


poniedziałek, 25 stycznia 2016

PPD, czyli perfekcyjna pani domu

Witajcie,

Dom to "otwarta księga", która odzwierciedla to, kim jesteśmy. A przynajmniej powinien, dlatego ważne jest, żeby wiedzieć, co nas interesuje, w jakim otoczeniu czujemy się dobrze. 

Dobrze nam w naszym domu, jeśli on nas wyraża. Gdy urządzamy go wbrew sobie, nie czujemy się w nim komfortowo. To troszkę tak, jakby się ubrać, a raczej przebrać w np. obcisłe skórzane spodnie i jaskrawy top, gdy świetnie się czujemy tylko w luźnych rzeczach o stonowanej barwie. 

Zaczynam od pierwszego poradnika: Anthea Turner Perfekcyjna pani domu.
Jakiś czas temu rozmawiałam z kuzynką o porządkach i ani ja, ani ona nie przyznałyśmy się do posiadania tej książki. Dopiero po jakimś czasie (nie pamiętam już, która z nas) odważyła się powiedzieć, że ma taką pozycję w swoim zbiorze. Do tego głęboko schowaną. U mnie, choć leży na półce, to od samego początku owinięta jest w gazetę :) Chociaż nie wstydzę się tego, że leży u mnie książka perfekcyjnej pani domu.
Tak na marginesie, bardzo podobała mi się angielska wersja programów o tym samym tytule.



Autorka próbuje wytłumaczyć, że zajmowanie się domem nie jest tylko zbędnym zajęciem, na które nigdy nie ma czasu. Najważniejsza jest organizacja i wyznaczanie zadań. Namawia również do celebracji życia codziennego, a także uzmysławia młodym paniom domu, że takie postępowanie potęguje jego powielanie wśród najmłodszych domowników (dziecko nie będzie odkładało rzeczy na miejsce, jeśli mama tego nie robi, ale to już wiecie). 

W książce została przedstawiona strategia sprzątania w IV krokach; wielkie odgracanie, wyjątkowo gruntowne porządki, wprowadzenie systemu organizacji domu oraz uczynienie domu przytulnym.
Autorka działa zgodnie z zasadą, że w domu jest miejsce tylko na rzeczy: "potrzebne, piękne lub o dużym znaczeniu sentymentalnym". 

Może to i śmiesznie brzmi, kiedy czytamy punkt po punkcie, co i jak robić, ale dla takich "zielonych osób" jak ja, było to naprawdę przydatne. Tym bardziej, że lubię mieć wszystko wypisane czarno na białym. Większość z Was pewnie to wszystko "zabrała" z domu. Mnie nikt nie zaszczepił domowych nowinek, Tym bardziej, że wybyłam z niego jako młodziutka żonka. Zatem pierwsze nauki pobierałam od teściowej i  nie ukrywam tego, że także z tej książki.


Znaleźć w niej można porady od sprzątania lodówki, planowania menu, po organizację pracy w ciągu tygodnia. Rady proste (czasami nazbyt oczywiste). Wszystko jasno i klarownie wytłumaczone. Nie żałuję zakupu. Na kolejną część się jednak nie zdecydowałam, podobnie jak na polską wersję. Wiadomo, każdemu odpowiada coś innego.
I podkreślam, żadna ze mnie perfekcyjna pani domu i dużo mi do niej brakuje. Czasami kosztem pozmywanych naczyń po kolacji, uczę się do późna albo kosztem prasowania czy wycierania naczyń po obiedzie, bawię się z dzieciakami. Nie zrażam się i nie przeżywam, bo tak i tak wykonanie tych zadań mi pozostaje.

zdecydowanie nieperfekcyjna pani domu - lena


piątek, 22 stycznia 2016

Dla Babci i Dziadka


Wszystkiego najlepszego życzymy Babci i Dziadkowi

Tak samo jak ja uwielbiam swoich dziadków, tak samo moje dzieci kochają swoich. Jak to dobrze, że są na świecie takie kochane osoby.


lena

środa, 20 stycznia 2016

Moja zimowa girlanda

Witajcie,

Od jakiegoś czasu (dobra, od jakiegoś roku) bardzo podobają mi się cotton balls - wiecie, te bombki w różnych kolorach, które pięknie świecą, tworząc przytulny i tajemniczy nastrój. Uwielbiam je. Niestety są bardzo drogie (na te z supermarketu się spóźniłam).

Teraz mam już swoją girlandę. Nie świeci i jest zrobiona ze styropianowych piłek ubranych w szydełkowe wdzianka. Są takie troszkę inne... moje:)




W sam raz do pokoju dzieciaków. Jeszcze troszkę powiszą sobie, później je schowam. Pasują do kolorystyki, jaka panuje za oknem:


A to już Stefek, Stefka i mały Stefciu (imiona zmieniane w zależności od nastroju) zrobiony przez dziadka dla tych, co niestety jeszcze muszą siedzieć w domu:

lena

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Mapy myśli

Witajcie,

Jak widać życie ma swoje plany, a ja swoje. I trzeba było je zweryfikować. Moje plany rzecz jasna. Uległy one ostatnio opóźnieniu i zniekształceniu. A te życiowe płyną ściśle obraną i do końca nie znaną trasą. Albo je przyjmę, albo spróbuję z nimi walczyć. One i tak nie znikną. Weryfikuję więc wszystko, co zaplanowałam, ustalam priorytety i wybieram to, co dla mnie najważniejsze w danej chwili.

Ostatnio mroźnie u nas, że ho, ho, ho. W sobotę drżałam ze strachu, bo musiałam jechać do szkoły, za to dzieciaki bardzo zadowolone z pogody. Tylko nosy im marzły. Od dzisiaj mamy ferie i niestety siedzimy już w domu. Kolejna choroba nas dopadła.

Wracając do tematu - myśli moje krążą i robi się niemały bałagan. Żeby je uporządkować, wróciłam do map myśli. Jest to strategia uczenia się, którą często proponowano nam w szkole. Miała ona służyć porządkowaniu i zapamiętywaniu nowych wiadomości. Polegała ona na tym, że główne hasło pisało się na środku, a wokół, promieniście rozchodziły się słowa-klucze lub krótsze zdania ozdobione wykresami, obrazkami, wycinankami itp. Hasła połączone były ze sobą strzałkami lub liniami. Strategia ta miała być pomocna, ponieważ nasz mózg pracuje właśnie w sposób promienisty, a nie w sposób linearny.

Niestety w liceum metoda ta na nic mi się zdała, ponieważ wydawało mi się, że w ten sposób tworzy się jeszcze większy bałagan. Za to pozwala uporządkować te myśli, które wcale nie służą do nauki.

I tak ostatnio scharakteryzowałam bloga i jego tematykę:



Dodatkowo pokusiłam się o sprecyzowanie domu, jaki ciągle tworzę. To, o czym marzę, co chciałabym jeszcze zmienić itp. I mam na myśli dom - budynek, chatkę...

Zaletą tego zapisu jest to, że każdy wpisuje to, co dla niego najważniejsze i to autor decyduje o podziale i wyszczególnionych wyrazach. Dlatego przepisując wykresy z zeszytu na komputer, nie wdawałam się w szczegóły, które na nic nikomu się nie zdają. Jeśli chodzi  o dom, chciałabym zrobić jeszcze taką wielką i kolorową makietę - mapę inspiracji, z wklejonymi fragmentami gazet, materiałów itp.

To dziś na tyle.
pozdrawiam

lena

niedziela, 3 stycznia 2016

Nowy Rok, nowe szanse

Witajcie w nowym roku,

Ostatni tydzień był dość trudny i obfitował we wszelkie przemyślenia od egzystencjalnych po materialne, ale pewnie u większości z Was objawiał się tym samym. 
Tak to już jest, że koniec roku staje się początkiem nowego i nieznanego. Dlatego,by dać sobie szansę na lepszy start, snujemy marzenia,by te w końcu przeistoczyć w listę planów. I oczywiście na końcu je zrealizować.
Nie będę tu pisać o sposobach planowania,bo dużo tego w sieci, a i w późniejszym czasie wspomnę nieco o tym i owym.
Kończę w tym roku pełne latka,przechodzę do pięknych lat "dzieści" i podwójnie mnie wzięło, żeby nie napisać potrójnie. Nie żebym przeżywała, ale co nie co do mnie zaczyna docierać. Dopiero na tym etapie mam zamiar poznać bliżej samą siebie. Późno, co nie? Ale jak to się mówi,lepiej późno niż wcale.
Drzemie we mnie ciągle mała dziewczynka, której wcale nie chcę się pozbyć. Mój mąż powtarza mi do znudzenia, że żyję w świecie filmów, książek, a nawet bajek. A potem rozczarowuję się rzeczywistością.
W styczniu zagłębię się w lektury, może to za duże słowo, w pozycje książkowe, dzięki którym młoda kobieta powinna odnaleźć siebie... Właśnie, ale czy dzięki tym książkom można to osiągnąć? Nie chcę tu wyprzedzać faktów. Zobaczymy. Podchodzę do tego lekko z dystansem. Nigdy nie lubiłam poradników. A mimo to pierwszy zakupiłam niecałe 10 lat temu.
A co, "świeżynka", młoda żona powinna chyba mieć swój podręcznik "Perfekcyjnej pani domu":-) Tak przedstawia się styczeń. Jeśli komuś się nie podoba, to ominie Chatkę Leny w tym miesiącu:-) Nie obrażę się, ale chciałabym właśnie tutaj zapisać swoje przemyślenia. Ot i co.

I najważniejsze Pani Zima do nas przyszła. Tak było w święta:


A tak od kilku dni:





Stefek też nas odwiedził


Czekamy teraz na jego żonkę Malinkę

A ja sobie wczoraj odpoczywałam:


do zobaczenia
lena

P.S. A do Was regularnie będę zaglądać od jutra. Dziś ostatni dzień męża w domku.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...