piątek, 1 kwietnia 2016

Każda z nas marzy o Błękitnym Zamku

Witajcie,
Mam nadzieję, że świąteczny czas minął Wam bardzo dobrze. U nas pogoda dopisała, choć się nie zapowiadało. 

Dzisiaj dużo czytania. Książka ta zrobiła na mnie duże wrażenie, dlatego zapisałam o niej "parę" słów.

Znalazłam w markecie książkę Lucy Maud Montgomery Błękitny Zamek.

Od samego początku nie bardzo mi się podobała, praktycznie w każdym wersie szukałam Ani. I jakie było moje rozczarowanie, kiedy jej tam nie znalazłam. Zupełnie inaczej zaczęłam postrzegać tę powieść, kiedy twardo sobie powiedziałam, że Valancy nie była i nie będzie Anią. To są dwie różne bohaterki. Sama treść odbiega mocno od treści zawartych w książkach o Emilce czy o Zielonym Wzgórzu. Chociaż trzeba zaznaczyć, że i tutaj można dostrzec urokliwe zakątki, w których czają się elfy, chochliki i inne magiczne stworzonka.

Valancy ma już swoje lata. Traktowana jest przez rodzinę z przymrużeniem oka i ciągle słyszy żarty na temat jej staropanieństwa. Mimo swoich 30 lat znajduje się pod ciągłą kontrolą matki, która nigdy nie daje jej wolnej ręki. Jedynie powieści przyrodnicze tajemniczego autora pozwalają jej przetrwać. I dalej wiodłaby nudne życie, i dalej nie sprzeciwiłaby się matce ani nikomu z rodziny, gdyby nie wizyta u lekarza. Swoją drogą, do doktora wybrała się w tajemnicy przed matką, co wcześniej jej się nie zdarzało.

Tuż przed podaniem diagnozy, lekarz musi szybko opuścić gabinet. Valancy z listu dowiaduje się, że zostaje jej niemalże rok życia.

Dziewczyna jednak nie ma zamiaru poddać się zaleceniom lekarza, postanawia zbuntować się przeciwko całej rodzinie. Przeprowadza się do domu Ryczącego Abla, by zaopiekować się umierającą Cecylią Gay. Valancy dostrzega, że w końcu jest komuś potrzebna. Dziewczyny mogą odbudować łączącą ich kiedyś przyjaźń i stają się dla siebie bratnimi duszami. Nikt z rodziny nie jest w stanie namówić jej do powrotu, a jej zachowanie poczytują za objaw choroby psychicznej.

Valancy w domu Ryczącego Alba poznaje Barney’a Snaith’a, który uchodzi za uwodziciela, mordercę, złodzieja i ojca umarłego dziecka Cecylii. Tymczasem od samego początku Valancy czuje się w jego towarzystwie bardzo dobrze. Sama dostrzega, że wcale nie muszą cały czas rozmawiać, bo jak pisze jej ulubiony autor John Foster: „ Jeśli siedzimy z kimś pół godziny w ciszy i milczeniu, a mimo to jest nam ze sobą dobrze, mamy szansę zostać przyjaciółmi. Jeżeli okazuje się, że nie możemy wytrzymać nawet trzydziestu minut, z przyjaźni na pewno nic nie wyjdzie i szkoda nawet próbować.”  

Po śmierci Cecylii, Valancy oświadcza się Barney’owi i wyjawia swój sekret. Tutaj następuje zwrot akcji, a raczej nabiera ona tempa. Młode małżeństwo, mimo że zawarte bez miłości z jednej strony, okazuje się być przepełnione najszczęśliwszymi dniami w życiu Valancy. Ich życie koncentruje się na rozmowach, podróżach, na własnej bliskości, na przyjaźni.

Dziewczyna doświadcza wielu rzeczy, których w dzieciństwie jej zabraniano ze względu na wątłe zdrowie: pływa w jeziorze, jeździ na nartach, spaceruje po lesie i śpi pod gołym niebem, to tylko niektóre z tych radosnych chwil. Czuje się jak w domu, jak w swoim wymarzonym Błękitnym Zamku, o którym śniła podczas długich nocy w swoim ponurym pokoju.

Barney zgodził się na ślub pod jednym tylko warunkiem – zakazał jej wchodzić do pokoju, wspólnie przez nich nazwanym „pokojem Sinobrodego”.

Ich sielskie życie zostaje jednak zburzone. Ona uświadamia sobie, że dawno powinna już nie żyć, podczas gdy on nie może pogodzić się z tym, że może za chwilę jej zabraknąć.

Kiedy okazuje się, że nieświadomie wprowadziła go w błąd, chce rozwodu i wraca do swojej matki.
Wiadomo, jak się kończy, wiadomo już, dlaczego po tym wydarzeniu on uciekł z domu na całą noc. Wiadomo też było, że ona się w nim zakocha, wiadomo, jaką tajemnicę skrywał w pokoju Sinobrodego. Nie pomyślałabym, jaki związek z Barney’em mogły mieć maści doktora Redferna wcierane nieustannie przez ciotkę oraz dlaczego on sam uciekł na wyspę.

Pamiętać trzeba o jednym – Valancy to nie Ania ani Emilka.  Każda z nich jest inna. Valancy dopiero po trzydziestu latach życia udaje się odnaleźć samą siebie. Przez tyle lat tłumiła w sobie to, co czuje, kim jest i czego pragnie. Jej bunt okazał się tym donioślejszy. Dojrzała i zakwitła, jak róża, którą podarowała jej jedna z kuzynek. Rozkwitła dopiero po ostrym cięciu.


Szukała też swojego Błękitnego Zamku i znalazła go wśród drzew, na wyspie z małą chatką. Bo każdy ma taki zamek, trzeba tylko umieć go odnaleźć.

Pozdrawiam ze słonecznego wzgórza
lena

4 komentarze:

  1. To jedna z moich ukochanych książek... Pierwszy raz czytałam ją jako nastolatka i się zakochałam :-)
    Cieszę się, że o Tobie się podoba :-)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Początkowo nie byłam do niej przekonana. Cały czas w głowie miałam Anię czy Emilkę, ale w końcu i Valancy pozostanie u mnie. I znalazłam ją dopiero teraz:)

      Usuń
  2. Jedna z moich ulubionych książek. Ale ja mam wersję, w której główna bohaterka ma na imię Joanna. Valancy bym chyba nie przełknęła ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joanna rzeczywiście lepiej brzmi i lepiej do niej pasuje:)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...