piątek, 19 lipca 2019

Wieczór z książką. Ewa Cielesz "Burza przed ciszą"

O tym, jak trudno samotnej kobiecie zawalczyć o siebie i swoje marzenia wie Juliana. „Burza przed ciszą” to dalsze losy dorosłej już kobiety, która w dalszym ciągu szuka właściwej drogi życia. Jest to trzecia i ostatnia część serii "Córka cieni".


Adam pragnie stworzyć reportaż o czasach, w których Julianie przyszło żyć, ale przede wszystkim o niej samej, o jej odwadze, dążeniu do celu, niepoddawaniu się i o wielkim trudzie, z jakim przyszło jej się zmierzyć.
Los nie jest dla niej łaskawy. Mimo to podejmuje się nauki u szeptuchy, dzięki czemu systematyzuje całą wiedzę o zielarstwie przekazaną przez jej matkę. Następnie wyjeżdża z bezpiecznej wsi, odrzuca miłość przyjaciela i w trudnych warunkach poszukuje pracy. Podejmuje także dalsze kształcenie. Niestety w życiu osobistym nie ma tyle szczęścia, co w zawodowym. Delikatnie rodzące się uczucie, szybko zostaje zduszone w zarodku. Juliana wychodzi za mąż z rozsądku. Mimo iż było to małżeństwo bez miłości, to choć na chwilę spotyka ją tu szczęście.

Celem Juliany już od najmłodszych lat było odnalezienie rodziny. Stanisław znajduje ją pierwszą. Nie wie tylko, że to jego siostrzenica. Czeka ją ból i rozczarowanie.

Pozostaje jeszcze Toffi. Pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie, znika nie wiadomo dlaczego i dopiero na końcu osiąga swój cel, który zszokował nie tylko Adama. W końcu wiadomo, o co chodziło jej od samego początku.

Podobnie jak to było we wcześniejszych częściach, przeszłość  łączy się z teraźniejszością. Z tą różnicą, że ostatnie czasy pamięta niejeden czytelnik. Historia Juliany jest niesamowita, samozaparcie Magdaleny było godne podziwu, być może to dzięki niej córka poradziła sobie w życiu, choć nie było ono usłane różami.
Szczęście jak widać nie musi mieć obok siebie żadnych przedmiotów i udogodnień. Szczęście to ludzie.

lena

czwartek, 18 lipca 2019

Maski wodzów afrykańskich - rozbudzić w sobie kreatywność

Zaplanowałam  zajęcia plastyczno-techniczne z dziećmi. Miały powstać maski afrykańskie wykonane metodą scratchart. Wszystko obmyśliłam i znałam nawet efekt końcowy. Ja go widziałam oczami własnej wyobraźni. Inaczej postrzegało go moje dziecko.

Jakiś czas temu robiliśmy maski wodzów afrykańskich metodą scratchart. Zasada jest prosta:  rysujemy wszystko kredkami pastelowymi w tęczowych kolorach, następnie zamalowujemy czarną farbą i zdrapujemy drewnianym patyczkiem – efekty są zdumiewające. Świetny sposób na wspólnie i kreatywnie spędzone popołudnie.


Wydawało mi się, iż to jest jasne, że pod czarną farbą ma znajdować się tęcza wyrysowana pastelowymi kredkami, że to jedyna słuszna. Tymczasem mój syn miał inną wizję i wcale nie gorszą. Do zamalowania swojej maski afrykańskiej użył tylko dwóch kolorów: błękitnego i granatowego.

W ostateczności cel został zrealizowany: mamy dwie cudowne maski wodzów afrykańskich, w dwóch różnych wydaniach metodą scratchart.



Dajmy upust wyobraźni i kreatywności naszym dzieciom. My delikatnie możemy podpowiadać, naprowadzać, rozpocząć etap tworzenia, reszta należy do nich.


lena

piątek, 12 lipca 2019

Wieczór z książką. Ewa Cielesz "Obce matki".


O tym jak ważne są pierwsze lata życia przekonuje się Juliana. Ucieka z bieszczadzkich lasów jako kilkuletnia dziewczynka i zaczyna wszystko od nowa. Druga część serii "Córka cieni", to właśnie jej historia. 


Powieść "Obce matki" różni się od "Siedmiu szmacianych dat". Została ona podzielona na dwie części. W pierwszej Adam (to on znalazł pamiętnik w bieszczadzkiej chacie) i Toffi błądzą po całej Polsce szukając śladu Juliany. Oprócz tego młodzi próbują zrozumieć własne uczucia. Adam jest przekonany, że Toffi to miłość jego życia. 
Różnymi zbiegami okoliczności udaje im się dotrzeć w miejsca, w których przebywała dziewczynka. W najmniej oczekiwanym momencie, kiedy nie ma już nadziei na znalezienie jakiegokolwiek tropu, spotykają ponad siedemdziesięcioletnią już kobietę.

Tutaj zaczyna się druga część powieści. Adam z dziewczyną ponownie przemierzają te same miejscowości, ale już tylko oczami Juliany i jej wspomnień. W końcu czytelnik poznaje również dalszą część urwanego nagle pamiętnika.

Wyobcowana dziewczynka po drodze trafia do różnych ludzi, różnych domów. Nie w każdym jest miło przyjmowana. Wręcz przeciwnie jest szykanowana, straszona i wykorzystywana do ciężkiej pracy. Kiedy tylko udaje jej się znaleźć bratnią duszę, musi uciekać z danego miejsca. Jednakże nie poddaje się. Szuka swojego celu w życiu, momentami walczy o przetrwanie, pnie się do góry i chce odnaleźć wujka z Konstancina.

Do tego dochodzi historia lat 50. i 60.: prześladowania, aresztowania, brutalna rzeczywistość, w której dziewczyna musi się odnaleźć. Niemniej nawet wśród ludzi czuje się samotna i tęskni za rodzicami. Powieść, choć ma inny charakter niż pierwsza część, wzrusza i zadziwia zarazem.

Obce matki to wszystkie te kobiety, które choć na chwilę miały styczność z Julianą. Wbrew pozorom najlepszymi matkami okazały się te kobiety, które w oczach innych nie powinny nigdy matkami zostać. Wpłynęły one na jej osobowość, która już i tak miała silne i stabilne podłoże. Tylko dzięki wychowaniu, jakie zapewnili jej rodzice, Juliana nie dała za wygraną i nie poddała się.


lena

czwartek, 11 lipca 2019

Poszukiwacze skarbów na miejskiej plaży


Gra terenowa – wzbudza emocje nie tylko wśród dzieci. Nie wiem, jak u Was, ale ja pamiętam wyjazdy na biwaki, gry terenowe, podchody, błądzenie po lesie…

Moje dzieciaki również miały możliwość, by wziąć udział w czymś takim. Co prawda w mieście, blisko domu, ale to wystarczyło, by się dobrze bawić.
Zorganizowaliśmy grę pt. „Poszukiwacze skarbów”. Do pomocy mieliśmy młodzież, która stała na punktach kontrolnych.
Gra trwała 2 godziny. Dzieciaki zostały podzielone na 3 drużyny i w dziesięciominutowych odstępach czasu wyruszali w teren. Już na samym początku dostali list, w którym dowiedzieli się o misji.
Oto treść listu: 

Witajcie Podróżnicy,


Jestem Aiko i mam 12 lat. Mieszkam w małej wiosce w zachodniej części Afryki.
Czy wiecie, że Afryka jest drugim pod względem wielkości kontynentem? Na jej terenie znajdują się aż 54 państwa.

Wiem również, że czekaliście na długie, ciepłe i letnie wieczory, kiedy to możecie w końcu bawić się na dworze. U nas tak jest niemalże przez cały rok. Dlatego nie możemy doczekać się pełni księżyca, podczas której to rozgrywają się najciekawsze mecze.
Pytacie, czy gramy w piłkę? Jasne, że tak. 
A znacie piosenkę o pięknej hienie? U was ta zabawa nazywa się chyba „Stary niedźwiedź mocno śpi”. 
Jak widzicie łączy nas sporo.
Piszę do Was, ponieważ potrzebuję waszej pomocy. Ostatniej nocy ktoś ukrył nasz skarb. Myślę, że wspólnymi siłami uda nam się jakoś go odzyskać. Dlatego dzisiaj zapraszam Was do mojego świata.

Przed Wami 4 spotkania z różnymi osobami. Tylko dzięki zaliczeniu poszczególnych zadań uda Wam się dotrzeć do skarbu.
Zatem w drogę, bo czasu jest niewiele.

Powodzenia
Aiko



Na poszczególnych punktach kontrolnych na uczestników czekali kolejno: Kali, Kleopatra, Szaman i Wódz. 
Widziałam: chęć poznania nowego szyfru znanego tylko nielicznym i pierwsze próby pisania swojego imienia w tym dziwnym języku; precyzję i chęć zabawy podczas czyszczenia korytarzy piramid (czyt. slalom parami między drzewami na miotle z gałęzi); opanowanie podczas podchodzenia do szamana (jak najciszej, na palcach, w przeciwnym razie mógł się odwrócić i karcącym wzrokiem nakazać wykonanie zadania od nowa. Tej osobie, której udało się dotrzeć i chwycić go za ramię, zasłużyła na przyjęcie całej grupy), ale i takie podekscytowanie, że niektórzy postanowili biec, by być szybciej; wsłuchiwanie się z zamkniętymi oczami w ciszę nad brzegiem jeziora; odgadywanie odgłosów, zabawę podczas przeszukiwania piasków pustyni (czyt. piaskownicy) w celu znalezienia piłeczek i zaprezentowanie wymyślonej przez siebie piosenki. Uczestnicy zadbali także o choreografię, instrumenty muzyczne, a nawet stroje.

Skarb okazał się być bardzo blisko, wystarczyło się tylko rozejrzeć. I pozostało już tylko dzielenie się znalezionym łupem. Bo oczywiście wszystkim udało się przejść grę.

Scenariusz wymyśliłam sama. Inspiracją do stworzenia takiej gry była publikacja „Gry i zabawy afrykańskie” pod red. Marty Jackowskiej iHanny Rubinkowskiej.

Nie wiem, czy dzieciaki wcześniej brały w czymś takim udział. Widziałam na ich twarzach różne reakcje, a przede wszystkim stuprocentowe zaangażowanie.  I również dobrze się bawiłam, nawet po tej drugiej stronie. 


lena

wtorek, 2 lipca 2019

Oswoić znaczy stworzyć więzy - nasz pies.


„Oswoić znaczy stworzyć więzy”
I możecie mówić, że to tylko genetyczna niedoróbka. To żywe stworzenie, któremu też należy się miłość.


Długo dojrzewaliśmy do tej decyzji. Choć nasza prawie ośmioletnia córka wiedziała to od dawna. Wiedziała, że będzie kochać, zajmować się i wszystko zrobi, byleby rodzice wyrazili zgodę.
Stajemy się odpowiedzialni za to, co oswoiliśmy.


Nie będę tutaj dawać rad na temat opieki. Uczę się razem z moimi dziećmi. Razem uczymy się bycia odpowiedzialnym za drugą istotę.

Nie jest łatwo. Chyba nikt z nas do końca nie zdawał sobie sprawy, jak to będzie wyglądało. Jestem przerażona, dzieciaki w euforii (jeszcze) i mała zlękniona istotka.

Czasami jest trudno, ale skoro ona sygnalizuje mi o 3 w nocy, że musi wyjść, to trzeba wyjść, chyba, że chce mieć niespodziankę rano na podłodze. Wspólnymi siłami dajemy radę.

Pewnie nie raz popełnimy błąd. Nikt nie jest idealny.

Widzę ich zaangażowanie. I ten, który pozornie prawie był na „nie” zajmuje się naszą psinką najwięcej i przytula, gdy nikt nie patrzy.


Wydaje mi się, że wcześniejsze rozmowy dużo dały, wspólne filmy „instruktażowe”, wspólnie podjęta decyzja, rodzinne głosowanie. Jestem z nich dumna.

A kiedy już się oswoimy „będziemy się nawzajem potrzebować. Będziesz dla mnie jedyny na świecie. I ja będę dla ciebie jedyny na świecie.”
lena

piątek, 21 czerwca 2019

Wieczór z książką. Ewa Cielesz "Siedem szmacianych dat".

Człowiek jest w stanie wiele poświęcić i wiele znieść w imię określonych wartości. Jest gotowy na jeszcze więcej, jeśli chodzi o prawdziwą miłość. Do tego stopnia, że wybrana droga przestaje być poświęceniem, a jedynym możliwym szczęściem.

Podczas wycieczki grupa studentów odnajduje samotną chatkę. W środku jest 7 równo ułożonych szmacianych lalek, bukiecik kwiatów i pamiętnik. Adam, wiedziony nieopanowaną ciekawością, bez skrupułów zabiera go ze sobą.

Już od pierwszych stron nie może się oderwać od historii Magdaleny. Staje się mu ona bliska. Wraz z nią przenosi się do bieszczadzkiego domku. Martwi się i przeżywa. Znajduje się w pewnego rodzaju transie.

Historia Magdaleny jest przejmująca. Dziewczyna z dobrego domu ucieka z Piotrem. Swoje miejsce znajdują w odosobnieniu, w dziczy. Zmuszeni są do prac, o których Lena nie miała wcześniej pojęcia. Stają się samowystarczalni. Trud codziennego życia nie pozwala zburzyć ich uczucia, a jeszcze bardziej je umacnia.

Magdalena musi się zmierzyć z ciężką i wymęczającą pracą, z licznymi wyrzeczeniami, bólem, cierpieniem, chorobą i utratą. Mimo to w tej starej chacie znajduje szczęście, zwłaszcza, kiedy w domu pojawia się Juliana. Jednakże skutki wojny docierają i tutaj, a bestialskie zachowania Ukraińców pozostawiają trwały ślad.

Wspaniała opowieść o uczuciu, samozaparciu i prostym szczęściu płynącym z serca. To także część historii dziejącej się na bieszczadzkich terenach i współczesne wydarzenia, które tylko pozornie wydają się być nie związane z pamiętnikiem Magdaleny.
   
lena

piątek, 14 czerwca 2019

Wieczór z książką. Katarzyna Michalak "Zagubiona"


"Zagubiona" to nie seria niefortunnych wypadków ani zrządzenie pechowego losu. To historia, w której manipulacją, kłamstwem i zniewoleniem można zniszczyć życie. Nie ma również słodkiego zakończenia. Nie wiadomo, które byłoby najlepsze dla głównej bohaterki.

Podobnie, jak było w pierwszej części pt.: „Pisarka” powieść została podzielona na historie: nie-autobiografię Ewy Kotowskiej, w której jest Weroniką Nosek; czas teraźniejszy sławnej już pisarki i jej zmagania z przeszłością oraz fragmenty pamiętnika, przemyślenia zapisane kursywą, jedynie one są w narracji pierwszoosobowej. Ewa nadal nie wyjawia, ile prawdy z jej życia jest w tej powieści.


Weronika Nosek ma 17 lat, Wiktor zostaje oskarżony o kradzież samochodu. Gdyby nie sprytne manipulacje „przyjaciela”, ich historia pewnie inaczej by się potoczyła. Dziewczyna musi teraz rozpocząć nowe życie, uwierzyła, że przegrała swoją miłość. Za wszelką cenę szuka ukojenia, bliskości i poczucia bezpieczeństwa. Czuje się samotna, zagubiona  i opuszczona. Zawsze stoi przy niej Piotr Kochanowski – lekarz weterynarii. Przez moment wydaje jej się, że mógłby być dla niej kimś bliskim.

Jedyne, czego jest pewna, to jej przyszłość zawodowa - pragnie zostać weterynarzem. Tylko dzięki własnemu uporowi rozpoczyna studia we Wrocławiu. Tutaj tylko na chwilę może zapomnieć o swoich problemach i na nowo próbuje ułożyć sobie życie. Pojawia się zdesperowany Jeremi Wiśniowski z ciekawą historią rodziny. Ona, zapatrzona w niego, pragnie tylko poczuć się bezpieczna. Jest zdolna do wielu wyrzeczeń, byle tylko poczuć spokój.  

Nie-autobiografia nie jest ciepłą i pełną optymizmu powieścią. Jest w niej wiele cierpienia, bólu i tyle niesprawiedliwości. Najważniejsze wydaje się jednak: poczucie bezpieczeństwa, wolność i wyswobodzenie.  

lena

czwartek, 13 czerwca 2019

Legendy na spacerze

- Przypomnij mi legendę...
- Którą?
- O topielicy.
- Jakiej?
- Tej z bagien.
- Z torfic?
- Przecież mówię.
- Znasz ją.
- Chcę ją usłyszeć jeszcze raz.

Dawno, dawno temu w dworku na wzgórzu, niedaleko stąd mieszkała pewna zamożna rodzina. Ojciec prowadził poważne interesy, a mama zajmowała się domem i doglądała pięknego różanego ogrodu. Bardzo mocno kochała te kwiaty i dlatego, gdy narodziła im się córka nazwali ją Różą. Dziewczynka wyrosła na mądrą i piękną młodą kobietę. Pokochała ona wspaniałego człowieka, którego poznała, spacerując między torficami. Jechał w jej kierunku na białym koniu (jakżeby inaczej). 




Niestety, rodzice nie chcieli się zgodzić na ten ślub. Myśleli, że chłopak chce zabrać ich kochaną córkę daleko, do swojego zamku, gdzie zaznałaby smutku i tęsknoty. On jednak był bardzo wpatrzony w Różę i chciał z nią spędzać każdą chwilę, aż do końca swych dni.

Młodzi zakochani umawiali się wieczorami przy torficy znajdującej się w dolinie. Spędzali długie godziny na rozmowach i tylko świt mógł ich rozdzielić. 

Niestety świadkiem jednego ze spotkań był pewien mężczyzna, któremu również zależało na dziewczynie, a przede wszystkim na jej majątku. Poszedł szybko do ojca Róży. Mimo próśb i gróźb dziewczyna nie mogła zrezygnować z miłości swego życia. Po raz ostatni umówiła się z kochanym, by tym razem uciec z nim do jego zamku. 

Była to najbardziej ponura noc. Księżyc i gwiazdy schowały się za chmurami. A łąki spowiła gęsta mgła. Dziewczyna długo błądziła, zanim odnalazła drogę. Jednakże nigdzie nie było ukochanego. Dopiero w oddali udało jej się dostrzec jakiś biały punkt. Myśląc, że to jej kochany zaczęła biec. Była pewna, że znajduje się na ścieżce. Niestety, wpadła do wody, a że nie umiała pływać, utonęła. 

Legenda głosi, że po dziś dzień dziewczyna błąka się między tymi torficami i nawołuje swojego ukochanego. Czasami udaje jej się nawet kogoś zwabić do wody. 

Nie wiadomo, co stało się z jej ukochanym, być może chodzi dzisiaj po lesie i również jej szuka, a może to ten człowiek, któremu zależało tylko na majątku dziewczyny, przekazał mu, że ona nie chce już go znać?

- Straszne to było, nie? A ta mgła to Mgielnik?
- Nie, to inna opowieść.

Poza tym wszystko to nasze wspólne wymysły. Bajki tworzą się same, kiedy spacerujemy lasem. Topielicę wymyśliłam, kiedy jeszcze Jagody nie było na świecie, pierwszą wersję opowiadałam synowi. Za każdym razem coś zmieniam. Jak to w legendzie.

- A w tej cegielni to kto mieszkał? Znasz legendę?
- Może ...

Potrafimy tak bez końca. 




lena

piątek, 7 czerwca 2019

Spacer po ogrodzie

Po deszczowym i mało przychylnym maju (deszcz w końcu był potrzebny) jego końcówka i czerwiec pokazały, czym są prawdziwe upalne dni. Przyroda od razu energicznie buchnęła paletą wszystkich kolorów tęczy, a rośliny, w tym i chwasty, zaczęły rosnąć w zastraszającym tempie.

Trawa, kwiaty, drzewa, w ogrodzie aż roi się od pracy.


W tym roku piwonie rozpoczęły piękny pokaz. Przez upalne dni szybko jednak porzuciły swoje płatki.


Chaber górski rozgościł się na dobre na skarpie i nie chce ustępować nikomu miejsca.



Po raz pierwszy zakwitł jaśmin, ale jestem zadowolona :)



Całkowicie zdeptana hortensja nie poddaje się. Teraz ją pilnuję. Niestety, nie upilnowałam róż. Za to jej pnąca odmiana kwitnie bez zarzutów.






W końcu też posadziłam pelargonie. Co roku zdobią nasze wejście do domu. Kiedy miałam już kupione kwiaty, przypomniałam sobie, że nie pomalowałam donicy. Sprawnie wszystko poszło i ze spokojem mogłam wziąć się za sadzenie.





Mam wrażenie, że to wszystko stało się w zaledwie tydzień, gdy zostaliśmy uziemieni w domu. Kiedy po raz pierwszy wyszliśmy, z niedowierzania otwieraliśmy oczy i dostrzegaliśmy zmiany, jakie zaszły w tak krótkim czasie. Wydaje nam się, że nic się nie dzieje, a tymczasem z dnia na dzień zmienia się wszystko, wystarczy tylko na chwilę się zatrzymać.





lena

piątek, 31 maja 2019

Wieczór z książką. Katherine Arden "Dziewczyna z wieży"


Kiedy dziewczyna ma do wybrania tylko dwie opcje: zamążpójcie lub życie w klasztorze, ona znajduje trzecie wyjście - wybiera wolność i przepełniony magią świat.



książka, fantastyka, literatura młodzieżowa, baśniowa trylogiaGłówna bohaterka to młoda dziewczyna. Jej dzieciństwo i historię dorastania można poznać w pierwszej części baśniowej trylogii "Niedźwiedź i słowik". Wasia ma wyjątkowe zdolności, przez co zostaje wysiedlona i nazwana czarownicą. Ona nie tylko nie poddaje się złym mocom, ale również obiera własny kierunek drogi życiowej.  Po długim odpoczynku w domu Morozki - Pana Zimy, postanawia zostać podróżnikiem. W tym samym czasie wioski Wielkiego Księcia Moskiewskiego plądrowane są przez bandytów. 

W miarę rozwoju akcji dziewczyna przyodziewa chłopięcy strój, by wraz ze świtą Wielkiego Księcia wyruszyć na poszukiwania łupieżców. Jedynie brat Aleksander zna jej prawdziwe oblicze. Dziewczyna dzięki swoim zuchwałym poczynaniom zostaje okrzyknięta „Wasią Walecznym”.

Olga, a teraz księżna sierpuchowska, rozpoznaje w niej swoją siostrę. W oczach Wasi jej wizerunek bardzo się zmienił. Dziewczyna czekała z utęsknieniem na czułości ze strony Olgi, lecz spotkała się z niewidzialnym murem, dezaprobatą i oschłością. Olga jest nieprzystępna i nie godzi się na takie zachowanie wyrodnej siostry. Wierzy w przeznaczenie kobiet, którym nie należy się nic.

W tej części trylogii magia jeszcze mocniej splata się ze światem rzeczywistym. Istoty nadprzyrodzone towarzyszą dziewczynie na każdym kroku. Przenikają do świata rzeczywistego i z większą zuchwałością chcą zapanować nad nim. Ponownie Wasia musi zmierzyć się z popem Konstantym, pojawia się ktoś jeszcze, znacznie silniejszy od człowieka, a także musi rozwikłać zagadkę tajemniczych bandytów. Jednakże zawsze czuwa nad nią Morozko.

Pozostaje również tajemnicza dziewczyna z wieży, która straszy córkę Olgi i latający nad wieżą Żar-Ptak.

Ponowne spotkanie z baśnią, przenikanie się światów, rola kobiety w średniowiecznej Rusi, zagadka  tajemniczych podpaleń, walka o władzę nie tylko w życiu realnym to tylko niektóre aspekty, które przykuły moją uwagę. Do tego dochodzi również ciekawy portret głównej bohaterki, z którą zdążyłam już się zapoznać wcześniej. 

czwartek, 23 maja 2019

Wszystko przez ten tykający zegar w brzuchu krokodyla


Dlaczego tak łatwo być dzieckiem, ale z pobłażaniem i dezaprobatą patrzy się na jego poczynania? Dlaczego mówi się, że nasze podjęte decyzje są dziecinne, gdy tylko odbiegają od normy? Czym wobec tego jest owa norma i kto ma prawo do jej korygowania? Kiedy kończy się dziecinność a zaczyna dorosłość? Wystarczy 5 minut, czy potrzeba całego życia?



Na te i na inne pytania nie ma odpowiedzi. Jednoznacznych. Dziecięce marzenia są piękne i co najważniejsze - dzieci wierzą, że się spełnią (pamiętacie? Jeśli wierzycie we wróżki, one istnieją naprawdę). Dorosłe marzenia są realne i zanim zakiełkują w głowie, przestają już istnieć. Umierają śmiercią dorosłości.

Często brakuje odwagi do popełniania określonych czynów, do spełniania własnych marzeń. Teraz nie liczy się już dziecięca beztroska. Są jeszcze inni, ich opinie, zazwyczaj niepochlebne i wszystkie "za" i "przeciw", z których "przeciw" zazwyczaj jest więcej. Jakżeby inaczej.

I kiedy zaczyna w nas bić niewinne dziecięce serduszko, zamykamy je w sobie i tłumimy. Bo inaczej nie można. Nie można się śmiać z niczego i cieszyć z błahostek, bo to nic wielkiego przecież. Bo trzeba być dorosłym. Można inaczej?

Dziecięce marzenia są po to, by je spełniać, ich beztroskie podejście ułatwia ich realizację. Ale jak to w końcu jest? Jeśli nie pomyślę o czymś miłym, to jednak nie pofrunę? No nie, potrzebny jest jeszcze pyłek wróżek J 

Dzieci nie widzą wszystkiego wokół, nie dostrzegają „przeskadzaczy”, nie potrafią kalkulować w negatywny sposób. Może to i lepiej. A gdyby tak pogodzić dziecięcy świat z dorosłym, nie patrzeć na innych, spełniać swoje marzenia i wypić kawę o zachodzie słońca na własnej werandzie, siedząc w bujanym fotelu i otulając się miękkim kocem? Po prostu być. Być sobą.

I marzenia spełniałyby się, gdyby nie ten tykający zegar w brzuchu krokodyla (na kogoś w końcu musi być). Czas ucieka. Dziecko w nas nie może tak po prostu przestać istnieć.




lena

środa, 8 maja 2019

Majówkowe przygody.

Każdy życzy: udanej pogody na wakacjach, dużo słońca, czy samych słonecznych dni. O tym, że słońce to nie wszystko, przekonaliśmy się nie raz. Zeszłoroczny deszczowy pobyt w Bieszczadach nie zepsuł nam wyjazdu, jedynie zmienił plany, choć nie zapowiadało się kolorowo. Na tegorocznej majówce również miało być zimno i bez słońca.

To miał być wspólny-niewspólny wyjazd. Mężczyźni pod namiotem i nad brzegiem Odry, dziewczyny w mieście - Głogowie. Mężczyźni wyruszyli w nocy, jak na prawdziwych wędkarzy przystało, dziewczyny dotarły na miejsce wczesnym popołudniem...

Nawet nie dojechałyśmy. Jadąc po wertepach przedziurawiłam miskę olejową, a w międzyczasie syn utopił drona. Ale... nie daliśmy się :) Mężczyźni zmienili wędkowanie w auta naprawianie, a że sprawnie im to poszło mieli jeszcze czas na swoje wakacje.




Mimo ochłodzenia, udało nam się również pospacerować i nawet słońce się pojawiło.

Wszystkie kamienice wokół rynku są nowe, jednak zachowano ich stary układ. Sama nie wiem do końca, czy to dobrze. Pięknie to wygląda. Czyste uliczki, chyba w większości puste budynki, które czekają na lokatorów. Tylko wieczorami słychać gdzieniegdzie odgłosy młodzieży wracającej z imprezy. Nie do końca jestem jednak do tych kolorowych kamieniczek przekonana, ale w końcu w domach też postarzamy nowe przedmioty, by wyglądały na wiekowe, z duszą.







Ratusz - to była dopiero wyprawa. Wchodząc na górę poznałyśmy całą historię Głogowa. Dowiedziałyśmy się również o życiu codziennym w określonym czasie i widziałyśmy, jak ludzie się wtedy ubierali. Ciekawy sposób, zwłaszcza dla tych, którzy nie lubią się wspinać.





A na górze podziwiałyśmy już tylko widoki






Przy ratuszu obejrzałyśmy również wykopaliska. Są to piwnice, nad którymi zbudowano sukiennice. Z czasem zmieniły one swoje przeznaczenie i stały się budynkami mieszkalnymi.



Mimo niesprzyjającej aury, musiała być również przerwa na lody w ciekawie zaaranżowanej lodziarni.




Poznałyśmy dosłownie skrawek miasta.

Oczywiście była też chwila, by odwiedzić naszych mężczyzn, którzy dzielnie i z pasją łowili ryby.


Nie twierdzę, że słońce nie pomaga. Bardzo pomaga, dodaje energii i świat od razu staje się jaśniejszy. Jednak to nie wszystko. Liczy się towarzystwo i nastawienie. A to mimo kłopotów udało nam się zorganizować :)

I na pamiątkę:

Dziura mojego autorstwa :)


lena

piątek, 26 kwietnia 2019

Wieczór z książką. Katherine Arden "Niedźwiedź i słowik"


Kolorowa okładka z roślinnymi motywami przyciąga wzrok. Czerwony napis „Niedźwiedź i słowik” zaprasza do czytania. Jednakże pomiędzy obfitością barw i faktur schowane są kości, czaszki, miecz oraz wpatruje się oko.

W północnej Rusi czas odmierzany jest przez pory roku, a podczas srogiej zimy rodzina Piotra zbiera się przy piecu, gdzie z uwagą słucha słowiańskich bajek Duni o pradawnych demonach, bóstwach i zjawach. Jest w nich coś przejmującego i mrocznego.

Z jednej strony ludność wyznaje religię chrześcijańską, z drugiej ukradkiem pozostawia w kącikach domostw trochę jedzenia stworzeniom chroniącym gospodarstwa. Nikt ich jednak nie widzi. Nikt, oprócz Wasi. Dziewczynka przychodzi na świat jako ostatnie dziecko Piotra i Mariny. Matka umiera po porodzie. Od tej pory zajmuje się nią rodzeństwo i Dunia. W Wasi jest coś wyjątkowego. Dostrzega cały magiczny świat. Chłonie go wszystkimi zmysłami, jest dobra dla stworzeń, które widzi. Mówi to, co myśli. Piotr, widząc naganne zachowanie córki,  po raz drugi żeni się z Anną Iwanowną, zagorzałą chrześcijanką, która wraz z popem Konstantym pragnie wyzwolić ludność ze świata demonów i zła. Jednak nie wszystko jest takie jednobarwne jak się wydaje. Zło i dobro wzajemnie się ze sobą przeplatają.
   
Powieść ma typowe cechy baśni, przepełniona jest magią oraz istotami ze słowiańskich wierzeń. Świat rzeczywisty przeplata się z fantastycznym. Jedynie bohaterowie nie zasługują w pełni na miano dobrych lub złych. W powieści baśnie opowiadane przez Dunię nagle stają się prawdą. Pojawiają się również momenty grozy. Chwilami powieść przybiera postać horroru. Mroczny las, zamiast dawać życie, powoli go odbiera, a za drzwiami czają się martwi ludzie.

Jest to pierwsza część trylogii baśniowej, serii baśni dla dorosłych i młodzieży. Z nieukrywaną ciekawością sięgam po następną. 


lena

piątek, 19 kwietnia 2019

Wieczór z książką. Monika A. Oleksa "Tylko morze zapamięta".

Nieuporządkowana przeszłość nie pozwala istnieć w teraźniejszości i planować przyszłości. Niezamknięte sprawy duszą i nie dają się stłamsić. Można je na chwilę wyciszyć, ale one w końcu i tak dają o sobie znać.

Na wieść o chorobie matki po 12 latach Maks wraca do Polski. Jego wyjazd był swoistą ucieczką przed przeszłością, przed uczuciem, które nagle zostało zerwane. Obawia się spotkania po latach, ale okazuje się, że miłość jego życia nie żyje. Beata ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Maks na własną rękę postanawia przeprowadzić prywatne śledztwo, choć od razu jego głównym podejrzanym jest mąż zmarłej kobiety - Marcin Nawrocki.

Maks łączy czas między szpitalem, a spotkaniami z ludźmi mogącymi coś pamiętać odnośnie rzekomego samobójstwa jego byłej dziewczyny. W czasie tej drogi przypomina sobie niektóre fragmenty ich wspólnego życia. Miejsca i sytuacje, w których rodziło się ich wielkie uczucie i w którym się  zakończyło. Spośród przeprowadzanych rozmów maluje się całkiem inny obraz kobiety. Kobiety, której nie znał do tej pory i całkowicie mu obcej: alkohol, zdrady, depresja, syn to tylko niektóre aspekty z nieznanej dotąd sfery jej życia.

Maks natomiast nie potrafi się ustatkować. Wokół niego pojawiają się 3 kobiety. Każda inna, każda chciałaby obdarować go uczuciem, ale on nosi w sercu tylko jedną. Nie potrafi zaoferować żadnej tego, czego oczekują od niego.

Historia Maksa to jedna opowieść, na podstawie której wyłania się druga ważna historia dotycząca Beaty. W ten sposób czytelnik poznaje Beatę, choć jej już nie ma między bohaterami.

Powieść przeplatana jest listami Beaty adresowanymi do Maksa, w których opowiada mu o swoich problemach, a także zapewnia o miłości "do głębin Bałtyku i z powrotem". Z czasem wszystko tworzy jedną spójną całość, z której wyłania się zupełnie niespodziewany obraz. Mimo tego, że retrospekcje pojawiają się w formie wspomnień Maksa i listów od Beaty, nie tworzą one chaosu w powieści. Są niezbędnym dopełnieniem. 

Książka już od samego początku jest interesująca. Nie często się zdarza, żeby głównym bohaterem był mężczyzna. Z jednej strony szorstki i bezuczuciowy, z drugiej wrażliwy i pełen sentymentów.

Niestety, powieść kończy się w najmniej oczekiwanym momencie. Czekam na drugą część.


lena

czwartek, 18 kwietnia 2019

Wielkanocny zajączek


Nie wiem jak u Was, ale u nas zajączek przychodzi w sobotę. Tym razem zapowiada się piękna pogoda, więc można go będzie poszukać w ogrodzie. Przygotowane gniazdka-koszyki nigdy nie zostają na miejscu i dzieciaki muszą je szukać. Ot, taki psikus. Nie wiem jak długo jeszcze będziemy tak roznosić zajączkowe gniazdka, ale w tym roku jeszcze to powtórzymy.

Jeśli chodzi o dekoracje, powstał jeszcze jeden zajączek, który zgodnie z obietnicą należy do córki. W końcu się doczekała. Po maskotkach, które nie były przeznaczone dla niej, było jej troszkę przykro, ale już ma swojego wielkanocnego zajączka na szydełku. 

zajączek na szydełku

zajączek na szydełku


zajączek na szydełku
Podstawą jest styropianowe jajko, dorobiłam tylko uszka oraz ogonek i wyszyłam pyszczek.

Jak to podsumowała córka: "Słodziakowy" ;)


lena

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...