piątek, 21 czerwca 2019

Wieczór z książką. Ewa Cielesz "Siedem szmacianych dat".

Człowiek jest w stanie wiele poświęcić i wiele znieść w imię określonych wartości. Jest gotowy na jeszcze więcej, jeśli chodzi o prawdziwą miłość. Do tego stopnia, że wybrana droga przestaje być poświęceniem, a jedynym możliwym szczęściem.

Podczas wycieczki grupa studentów odnajduje samotną chatkę. W środku jest 7 równo ułożonych szmacianych lalek, bukiecik kwiatów i pamiętnik. Adam, wiedziony nieopanowaną ciekawością, bez skrupułów zabiera go ze sobą.

Już od pierwszych stron nie może się oderwać od historii Magdaleny. Staje się mu ona bliska. Wraz z nią przenosi się do bieszczadzkiego domku. Martwi się i przeżywa. Znajduje się w pewnego rodzaju transie.

Historia Magdaleny jest przejmująca. Dziewczyna z dobrego domu ucieka z Piotrem. Swoje miejsce znajdują w odosobnieniu, w dziczy. Zmuszeni są do prac, o których Lena nie miała wcześniej pojęcia. Stają się samowystarczalni. Trud codziennego życia nie pozwala zburzyć ich uczucia, a jeszcze bardziej je umacnia.

Magdalena musi się zmierzyć z ciężką i wymęczającą pracą, z licznymi wyrzeczeniami, bólem, cierpieniem, chorobą i utratą. Mimo to w tej starej chacie znajduje szczęście, zwłaszcza, kiedy w domu pojawia się Juliana. Jednakże skutki wojny docierają i tutaj, a bestialskie zachowania Ukraińców pozostawiają trwały ślad.

Wspaniała opowieść o uczuciu, samozaparciu i prostym szczęściu płynącym z serca. To także część historii dziejącej się na bieszczadzkich terenach i współczesne wydarzenia, które tylko pozornie wydają się być nie związane z pamiętnikiem Magdaleny.
   
lena

piątek, 14 czerwca 2019

Wieczór z książką. Katarzyna Michalak "Zagubiona"


"Zagubiona" to nie seria niefortunnych wypadków ani zrządzenie pechowego losu. To historia, w której manipulacją, kłamstwem i zniewoleniem można zniszczyć życie. Nie ma również słodkiego zakończenia. Nie wiadomo, które byłoby najlepsze dla głównej bohaterki.

Podobnie, jak było w pierwszej części pt.: „Pisarka” powieść została podzielona na historie: nie-autobiografię Ewy Kotowskiej, w której jest Weroniką Nosek; czas teraźniejszy sławnej już pisarki i jej zmagania z przeszłością oraz fragmenty pamiętnika, przemyślenia zapisane kursywą, jedynie one są w narracji pierwszoosobowej. Ewa nadal nie wyjawia, ile prawdy z jej życia jest w tej powieści.


Weronika Nosek ma 17 lat, Wiktor zostaje oskarżony o kradzież samochodu. Gdyby nie sprytne manipulacje „przyjaciela”, ich historia pewnie inaczej by się potoczyła. Dziewczyna musi teraz rozpocząć nowe życie, uwierzyła, że przegrała swoją miłość. Za wszelką cenę szuka ukojenia, bliskości i poczucia bezpieczeństwa. Czuje się samotna, zagubiona  i opuszczona. Zawsze stoi przy niej Piotr Kochanowski – lekarz weterynarii. Przez moment wydaje jej się, że mógłby być dla niej kimś bliskim.

Jedyne, czego jest pewna, to jej przyszłość zawodowa - pragnie zostać weterynarzem. Tylko dzięki własnemu uporowi rozpoczyna studia we Wrocławiu. Tutaj tylko na chwilę może zapomnieć o swoich problemach i na nowo próbuje ułożyć sobie życie. Pojawia się zdesperowany Jeremi Wiśniowski z ciekawą historią rodziny. Ona, zapatrzona w niego, pragnie tylko poczuć się bezpieczna. Jest zdolna do wielu wyrzeczeń, byle tylko poczuć spokój.  

Nie-autobiografia nie jest ciepłą i pełną optymizmu powieścią. Jest w niej wiele cierpienia, bólu i tyle niesprawiedliwości. Najważniejsze wydaje się jednak: poczucie bezpieczeństwa, wolność i wyswobodzenie.  

lena

czwartek, 13 czerwca 2019

Legendy na spacerze

- Przypomnij mi legendę...
- Którą?
- O topielicy.
- Jakiej?
- Tej z bagien.
- Z torfic?
- Przecież mówię.
- Znasz ją.
- Chcę ją usłyszeć jeszcze raz.

Dawno, dawno temu w dworku na wzgórzu, niedaleko stąd mieszkała pewna zamożna rodzina. Ojciec prowadził poważne interesy, a mama zajmowała się domem i doglądała pięknego różanego ogrodu. Bardzo mocno kochała te kwiaty i dlatego, gdy narodziła im się córka nazwali ją Różą. Dziewczynka wyrosła na mądrą i piękną młodą kobietę. Pokochała ona wspaniałego człowieka, którego poznała, spacerując między torficami. Jechał w jej kierunku na białym koniu (jakżeby inaczej). 




Niestety, rodzice nie chcieli się zgodzić na ten ślub. Myśleli, że chłopak chce zabrać ich kochaną córkę daleko, do swojego zamku, gdzie zaznałaby smutku i tęsknoty. On jednak był bardzo wpatrzony w Różę i chciał z nią spędzać każdą chwilę, aż do końca swych dni.

Młodzi zakochani umawiali się wieczorami przy torficy znajdującej się w dolinie. Spędzali długie godziny na rozmowach i tylko świt mógł ich rozdzielić. 

Niestety świadkiem jednego ze spotkań był pewien mężczyzna, któremu również zależało na dziewczynie, a przede wszystkim na jej majątku. Poszedł szybko do ojca Róży. Mimo próśb i gróźb dziewczyna nie mogła zrezygnować z miłości swego życia. Po raz ostatni umówiła się z kochanym, by tym razem uciec z nim do jego zamku. 

Była to najbardziej ponura noc. Księżyc i gwiazdy schowały się za chmurami. A łąki spowiła gęsta mgła. Dziewczyna długo błądziła, zanim odnalazła drogę. Jednakże nigdzie nie było ukochanego. Dopiero w oddali udało jej się dostrzec jakiś biały punkt. Myśląc, że to jej kochany zaczęła biec. Była pewna, że znajduje się na ścieżce. Niestety, wpadła do wody, a że nie umiała pływać, utonęła. 

Legenda głosi, że po dziś dzień dziewczyna błąka się między tymi torficami i nawołuje swojego ukochanego. Czasami udaje jej się nawet kogoś zwabić do wody. 

Nie wiadomo, co stało się z jej ukochanym, być może chodzi dzisiaj po lesie i również jej szuka, a może to ten człowiek, któremu zależało tylko na majątku dziewczyny, przekazał mu, że ona nie chce już go znać?

- Straszne to było, nie? A ta mgła to Mgielnik?
- Nie, to inna opowieść.

Poza tym wszystko to nasze wspólne wymysły. Bajki tworzą się same, kiedy spacerujemy lasem. Topielicę wymyśliłam, kiedy jeszcze Jagody nie było na świecie, pierwszą wersję opowiadałam synowi. Za każdym razem coś zmieniam. Jak to w legendzie.

- A w tej cegielni to kto mieszkał? Znasz legendę?
- Może ...

Potrafimy tak bez końca. 




lena

piątek, 7 czerwca 2019

Spacer po ogrodzie

Po deszczowym i mało przychylnym maju (deszcz w końcu był potrzebny) jego końcówka i czerwiec pokazały, czym są prawdziwe upalne dni. Przyroda od razu energicznie buchnęła paletą wszystkich kolorów tęczy, a rośliny, w tym i chwasty, zaczęły rosnąć w zastraszającym tempie.

Trawa, kwiaty, drzewa, w ogrodzie aż roi się od pracy.


W tym roku piwonie rozpoczęły piękny pokaz. Przez upalne dni szybko jednak porzuciły swoje płatki.


Chaber górski rozgościł się na dobre na skarpie i nie chce ustępować nikomu miejsca.



Po raz pierwszy zakwitł jaśmin, ale jestem zadowolona :)



Całkowicie zdeptana hortensja nie poddaje się. Teraz ją pilnuję. Niestety, nie upilnowałam róż. Za to jej pnąca odmiana kwitnie bez zarzutów.






W końcu też posadziłam pelargonie. Co roku zdobią nasze wejście do domu. Kiedy miałam już kupione kwiaty, przypomniałam sobie, że nie pomalowałam donicy. Sprawnie wszystko poszło i ze spokojem mogłam wziąć się za sadzenie.





Mam wrażenie, że to wszystko stało się w zaledwie tydzień, gdy zostaliśmy uziemieni w domu. Kiedy po raz pierwszy wyszliśmy, z niedowierzania otwieraliśmy oczy i dostrzegaliśmy zmiany, jakie zaszły w tak krótkim czasie. Wydaje nam się, że nic się nie dzieje, a tymczasem z dnia na dzień zmienia się wszystko, wystarczy tylko na chwilę się zatrzymać.





lena
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...