Dlaczego tak łatwo być dzieckiem, ale z pobłażaniem i dezaprobatą
patrzy się na jego poczynania? Dlaczego mówi się, że nasze podjęte decyzje są
dziecinne, gdy tylko odbiegają od normy? Czym wobec tego jest owa norma i kto
ma prawo do jej korygowania? Kiedy kończy się dziecinność a zaczyna dorosłość?
Wystarczy 5 minut, czy potrzeba całego życia?
Na te i na inne pytania nie ma odpowiedzi. Jednoznacznych.
Dziecięce marzenia są piękne i co najważniejsze - dzieci wierzą, że się spełnią
(pamiętacie? Jeśli wierzycie we wróżki, one istnieją naprawdę). Dorosłe
marzenia są realne i zanim zakiełkują w głowie, przestają już istnieć. Umierają
śmiercią dorosłości.
Często brakuje odwagi do popełniania określonych czynów, do spełniania
własnych marzeń. Teraz nie liczy się już dziecięca beztroska. Są jeszcze
inni, ich opinie, zazwyczaj niepochlebne i wszystkie "za" i "przeciw", z których "przeciw" zazwyczaj jest więcej. Jakżeby inaczej.
I kiedy zaczyna w nas bić niewinne dziecięce serduszko,
zamykamy je w sobie i tłumimy. Bo inaczej nie można. Nie można się śmiać z niczego i cieszyć z błahostek, bo to nic wielkiego przecież. Bo trzeba być dorosłym.
Można inaczej?
Dziecięce marzenia są po to, by je spełniać, ich beztroskie
podejście ułatwia ich realizację. Ale jak to w końcu jest? Jeśli nie pomyślę o czymś miłym,
to jednak nie pofrunę? No nie, potrzebny jest jeszcze pyłek wróżek J
Dzieci nie widzą
wszystkiego wokół, nie dostrzegają „przeskadzaczy”, nie potrafią kalkulować w negatywny sposób.
Może to i lepiej. A gdyby tak pogodzić dziecięcy świat z dorosłym, nie patrzeć
na innych, spełniać swoje marzenia i wypić kawę o zachodzie słońca na własnej werandzie,
siedząc w bujanym fotelu i otulając się miękkim kocem? Po prostu być. Być sobą.
I marzenia spełniałyby się, gdyby nie ten tykający zegar w
brzuchu krokodyla (na kogoś w końcu musi być). Czas ucieka. Dziecko w nas nie
może tak po prostu przestać istnieć.
lena
Ciekawy wpis
OdpowiedzUsuńDzięki, będę odwiedzać:)