Witam
serdecznie,
Choć pogoda
chwilowo nam nie sprzyja, to jednak udało nam się troszkę poświętować. Już w
piątek w przedszkolu odbyły się występy z okazji Dnia Matki. Oprócz kwiatka
dostałam śliczną laurkę. Dlaczego tak bardzo mi się podoba? Proste, czerwone
serce, a w środku odciśnięta rączka – chyba to najbardziej mnie ujęło.
A przedwczoraj byliśmy na wycieczce – dzieci i rodzice. Pojechaliśmy do Kluczewa. Mała
wioska położona w powiecie wolsztyńskim, w województwie wielkopolskim. Niby nic takiego, ale… przejażdżka bryczką,
wizyta o kowala... Dzieci widziały, w jaki sposób robi się podkowy, poznały kilka
słów z gwary wielkopolskiej i cały czas je powtarzały, najbardziej wpadły im w
ucho: ojejku, kowol, młynorz, kowolka.
Mimo wszystko mam nadzieję, że nie zostanie im to na zawsze. Poza tym
podziwiały krowy i świnie, kozy, owcę... Tak, nie pomyliłam się, podziwiały i
mówiły „łał”. Mogły wziąć na ręce
króliki i pogłaskać je (czytajcie: zamęczyć). Dowiedziały się, w jaki sposób
robi się mleko, przędzie nici na kołowrotku czy „sztrykuje”. Na pytanie, czy
ktoś jeszcze robi na drutach, mój mały krytyk powiedział cicho do kolegi, że
jego mama robi na szydełku:) A kiedy dzieci zobaczyły ów kołowrotek, krzyczały:
"szydełko!".
Tak
wyglądało w domu u kowala:
Zabawki ręcznie robione:
A tak
troszkę dalej na specjalnie wygospodarowanym miejscu:
Obok znajdował się plac zabaw i chatki dla dzieci.
Do jedzenia: placek drożdżowy, kiełbaski z
ogniska, biały ser- „gzika”, ogórki, chleb ze smalcem, a do picia oprócz kawy, herbata miętowa.
więcej na temat tego miejsca można znaleźć tutaj.
Wychodzi
na to, że teraz atrakcją dla dzieci jest to, co kiedyś było, rzec można,
normalnością, codziennością. Stare metalowe żelazko z „duszą”, krowa, zabawki
robione ręcznie, są czymś nadzwyczajnym w ich oczach. Straszne? Troszkę. Nie
twierdzę, żeby wrócić do czasów lampy naftowej, ale coś jest nie tak, skoro dla
niektórych owoce, warzywa czy przetwory mleczne bierze się ze sklepu i na tym
koniec. Cieszę się, że mam ogródek i cieszę się, że mój mały krytyk jest chętny
do wszelkich prac ręcznych i nie widzi wszystkiego tylko za ladą sklepową.
Swojsko ino
godom, bo ja teroz dziewuszka ze wsi jezde
Lena
Wstawiłabym
zdjęcia już wczoraj, ale jak już wspomniałam na początku, pogoda nam nie
sprzyja i zrobiło się burzowo.
Teraz za to świeci słoneczko, a małe rączki zasnęły.
Świetna wycieczka ! coś dla duszy i dla ciała. A wiesz że jeszcze nigdy nie jadłam gzika? Bo ten ser chyba się czymś przyprawia? Właściwie do niedawna nawet nie wiedziałam co to jest. Ale telewizja źródłem wiedzy więc teraz już wiem;)))
OdpowiedzUsuńUściski:)))
Wow, w pięknym miejscu gościliście, uwielbiam takie wycieczki!!!! Maluchy miały frajdę i mamusie mogły pozwiedzać ;)
OdpowiedzUsuńBuziaki
a przede wszyskim mogłyśmy spędzić trochę czasu z maluchami:-)
Usuńpozdrawiam
Jeszcze raz wpadam do Ciebie z wizytą i zapraszam Cię po odbiór wyróżnienia:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !
dziękuję bardzo.jestem mile zaskoczona.u nas jadlo sie biały ser z cebulą lub szczypiorkiem,przyprawiony solą,z odrobiną śmietany lub mleka.a do tego ziemniaczki w mundurkach i masło.niektórzy do twarożku dodają rzodkiewkę.pozdrawiam
Usuń