Witajcie serdecznie,
Ferie się już skończyły. W tym czasie wysprzątałam swoją
szafę i od razu pod lupę poszły też
ubrania dzieci. Co prawda nie mam aż tylu rzeczy, żebym musiała się ograniczać,
ale faktycznie, niektóre z nich kompletnie nie nadawały się do tego, żeby je
nosić, a już na pewno trzymać niepotrzebnie w szafie.
Dziś ostatnia książka z cyklu, tym razem polskiej blogerki.
Katarzyna Tusk Elementarz stylu.
Pierwsze, co zwróciło moją uwagę, to sam wygląd
książki. Jej materiałowa oprawa jest piękna i tym bardziej trzeba o nią dbać,
by się nie zabrudziła. W środku znajdują się wspaniałe zdjęcia.
Elementarz jest przede wszystkim dla tych czytelniczek, które
próbują stworzyć idealny strój podobny do stroju autorki.
Książka podzielona jest na cztery części. W pierwszej odzyskujemy
kontrolę nad tym, w co się ubieramy. I tutaj podobnie jak u Jeniffer L. Scott
porządkujemy swoją garderobę. Musimy w końcu dowiedzieć się, w czym tkwi problem,
że stojąc przed pełną szafą ubrań, nie mamy się w co ubrać. Trzeba zostawić to, w czym
czujemy się dobrze, co podkreśla naszą osobowość. Czas spędzony przed garderobą ma być przyjemną chwilą, a nie wymuszonym zajęciem.
Nie do końca jestem przekonana do wyrzucania ubrań, których
dawno nie nosiłam, a które mi pasują. Tak było z pewnym czarnym golfem, którego
niedawno, po długim nienoszeniu, odkryłam. Teraz towarzyszy mi w chłodniejsze
dni.
Autorka pomaga stworzyć bazę ubraniową. Klasyczne modele
ubrań mają stać się tłem dla pozostałych. Na kolejnych stronach widnieje lista
rzeczy, które „muszę mieć”. Muszę? Nie po drodze mi z cielistymi balerinami czy
białymi spodniami. W podsumowaniu tej części jednakże autorka przekonuje, że
baza nie przyćmi oryginalnego stylu każdej z nas. W sumie racja.
Katarzyna Tusk wspomina o kolorach ubrań, których nie
powinno zabraknąć w naszej szafie: biel, czerń, granat, beż oraz szarość – to
te rzeczy mają podkreślić inne barwy, dlatego ważne jest umiejętne ich
łączenie.
W drugiej części można znaleźć porady i ściągi, co do ubrań na
określoną okazję. I tak mamy zestawy: na spotkania rodzinne, wypad za miasto,
randkę, ubrania do pracy czy sukienki na wielkie wyjście. Staranność w doborze
ubioru świadczy o szacunku do ludzi, którzy są wokół nas.
W trzeciej części znajduje się krótka charakterystyka stylów
z 4 miast: Mediolanu, Nowego Jorku, Paryża i Londynu oraz lista „co musisz
mieć”.
Ostatnia część zatytułowana jest dość kontrowersyjnie: Oszukałam cię, ubrania nie decydują o stylu, której przyświeca myśl filozofa „Najpierw poznaj siebie, a potem
stosownie się przyozdabiaj”.
Ubiór to wyrażanie siebie. Najważniejsze, żeby czuć się
elegancko i swobodnie jednocześnie, by stworzyć ubiór do własnych potrzeb, planu swojego dnia.
Styl to także zachowanie i dobre maniery. Nawet najpiękniejsza
suknia z drogimi kamieniami nie zrobi z nikogo kobiety z klasą. Liczy się: wnętrze, osobowość, świadomość własnego ciała. Ważne jest też, by strój nie
przyćmił tego, kim jesteśmy: „Piękna dusza jest największą ozdobą
kobiety”. Nie próbujmy stawać się kimś,
kim nie jesteśmy. Nie naśladujmy nikogo. „Aspiruj do lepszej wersji samej
siebie, doskonaląc się i pracując nad sobą”.
Uświadomiłam sobie, że spośród tych rzeczy pozostawionych na
pólkach wyłania się to, co lubię. Mój styl. I nie jest to stricte obraz Kasi
Tusk, francuskich gwiazd, czy Audrey Hepburn, tylko mój własny, unikatowy. Świetnie czuję się w klasycznych ubraniach, ale uwielbiam też
drobne kwiatki, delikatne tkaniny, długie spódnice (choć jestem niska).
PODSUMOWANIE: Dlaczego zatem sięgnęłam po te książki?
Potrzebowałam ich, żeby sobie to
wszystko uświadomić i uporządkować. Lubię, kiedy wszystko jest jasno nakreślone, zaznaczone, najlepiej w punktach. Do tego książkę Jennifer L. Scott czytało się troszkę jak powieść, dlatego czas minął mi jeszcze szybciej.Chyba nie jest ze mną tak źle;)
oj i znów wyszło przydługo.
pozdrawiam
lena
Lenko, ladnie to napisalas)
OdpowiedzUsuńNajwazniejsze to byc soba. Niewyrastalam w rodzinie, w ktorej byly pieniadze na nowe ciuchy, mama przerabiala duzo rzeczy sama, czesc rzeczy nosilam po kuzynce. Ale widocznie mialam swoj styl, bo po tylu latach sie dowiaduje na klasowych, studenckich spotkaniach:"fajnie sie ubieralas";) A to dopiero)))
Nawet nie zdawałaś sobie sprawy, że miałaś prywatną stylistkę;) U mnie tata szył na maszynie, robił swetry na drutach i dziergał na szydełku. Tylko zaczęło się już wtedy patrzeć na rzeczy markowe, ale moje ciuchy i tak mi się podobały.
Usuń