Witajcie,
Mam nadzieję, że świąteczny czas minął Wam bardzo dobrze. U nas pogoda dopisała, choć się nie zapowiadało.
Dzisiaj dużo czytania. Książka ta zrobiła na mnie duże wrażenie, dlatego zapisałam o niej "parę" słów.
Znalazłam
w markecie książkę Lucy Maud Montgomery Błękitny
Zamek.
Od
samego początku nie bardzo mi się podobała, praktycznie w każdym wersie
szukałam Ani. I jakie było moje rozczarowanie, kiedy jej tam nie znalazłam.
Zupełnie inaczej zaczęłam postrzegać tę powieść, kiedy twardo sobie
powiedziałam, że Valancy nie była i nie będzie Anią. To są dwie różne
bohaterki. Sama treść odbiega mocno od treści zawartych w książkach o Emilce
czy o Zielonym Wzgórzu. Chociaż trzeba zaznaczyć, że i tutaj można dostrzec
urokliwe zakątki, w których czają się elfy, chochliki i inne magiczne stworzonka.
Valancy
ma już swoje lata. Traktowana jest przez rodzinę z przymrużeniem oka i ciągle
słyszy żarty na temat jej staropanieństwa. Mimo swoich 30 lat znajduje się pod
ciągłą kontrolą matki, która nigdy nie daje jej wolnej ręki. Jedynie powieści
przyrodnicze tajemniczego autora pozwalają jej przetrwać. I dalej wiodłaby
nudne życie, i dalej nie sprzeciwiłaby się matce ani nikomu z rodziny, gdyby
nie wizyta u lekarza. Swoją drogą, do doktora wybrała się w tajemnicy przed
matką, co wcześniej jej się nie zdarzało.
Tuż
przed podaniem diagnozy, lekarz musi szybko opuścić gabinet. Valancy z listu
dowiaduje się, że zostaje jej niemalże rok życia.
Dziewczyna
jednak nie ma zamiaru poddać się zaleceniom lekarza, postanawia zbuntować się
przeciwko całej rodzinie. Przeprowadza się do domu Ryczącego Abla, by
zaopiekować się umierającą Cecylią Gay. Valancy dostrzega, że w końcu jest komuś
potrzebna. Dziewczyny mogą odbudować łączącą ich kiedyś przyjaźń i stają się
dla siebie bratnimi duszami. Nikt z rodziny nie jest w stanie namówić jej do
powrotu, a jej zachowanie poczytują za objaw choroby psychicznej.
Valancy
w domu Ryczącego Alba poznaje Barney’a Snaith’a, który uchodzi za uwodziciela,
mordercę, złodzieja i ojca umarłego dziecka Cecylii. Tymczasem od samego
początku Valancy czuje się w jego towarzystwie bardzo dobrze. Sama dostrzega,
że wcale nie muszą cały czas rozmawiać, bo jak pisze jej ulubiony autor John Foster:
„ Jeśli siedzimy z kimś pół godziny w
ciszy i milczeniu, a mimo to jest nam ze sobą dobrze, mamy szansę zostać
przyjaciółmi. Jeżeli okazuje się, że nie możemy wytrzymać nawet trzydziestu
minut, z przyjaźni na pewno nic nie wyjdzie i szkoda nawet próbować.”
Po
śmierci Cecylii, Valancy oświadcza się Barney’owi i wyjawia swój sekret. Tutaj
następuje zwrot akcji, a raczej nabiera ona tempa. Młode małżeństwo, mimo że
zawarte bez miłości z jednej strony, okazuje się być przepełnione
najszczęśliwszymi dniami w życiu Valancy. Ich życie koncentruje się na
rozmowach, podróżach, na własnej bliskości, na przyjaźni.
Dziewczyna
doświadcza wielu rzeczy, których w dzieciństwie jej zabraniano ze względu na
wątłe zdrowie: pływa w jeziorze, jeździ na nartach, spaceruje po lesie i śpi
pod gołym niebem, to tylko niektóre z tych radosnych chwil. Czuje się jak w
domu, jak w swoim wymarzonym Błękitnym Zamku, o którym śniła podczas długich
nocy w swoim ponurym pokoju.
Barney
zgodził się na ślub pod jednym tylko warunkiem – zakazał jej wchodzić do pokoju,
wspólnie przez nich nazwanym „pokojem Sinobrodego”.
Ich
sielskie życie zostaje jednak zburzone. Ona uświadamia sobie, że dawno powinna
już nie żyć, podczas gdy on nie może pogodzić się z tym, że może za chwilę jej
zabraknąć.
Kiedy
okazuje się, że nieświadomie wprowadziła go w błąd, chce rozwodu i wraca do
swojej matki.
Wiadomo,
jak się kończy, wiadomo już, dlaczego po tym wydarzeniu on uciekł z domu na
całą noc. Wiadomo też było, że ona się w nim zakocha, wiadomo, jaką tajemnicę
skrywał w pokoju Sinobrodego. Nie pomyślałabym, jaki związek z Barney’em mogły
mieć maści doktora Redferna wcierane nieustannie przez ciotkę oraz dlaczego on
sam uciekł na wyspę.
Pamiętać
trzeba o jednym – Valancy to nie Ania ani Emilka. Każda z nich jest inna. Valancy dopiero po
trzydziestu latach życia udaje się odnaleźć samą siebie. Przez tyle lat tłumiła
w sobie to, co czuje, kim jest i czego pragnie. Jej bunt okazał się tym
donioślejszy. Dojrzała i zakwitła, jak róża, którą podarowała jej jedna z
kuzynek. Rozkwitła dopiero po ostrym cięciu.
Szukała też swojego Błękitnego Zamku i znalazła go wśród
drzew, na wyspie z małą chatką. Bo każdy ma taki zamek, trzeba tylko umieć go
odnaleźć.
Pozdrawiam ze słonecznego wzgórza
lena
To jedna z moich ukochanych książek... Pierwszy raz czytałam ją jako nastolatka i się zakochałam :-)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że o Tobie się podoba :-)
Pozdrawiam serdecznie.
Początkowo nie byłam do niej przekonana. Cały czas w głowie miałam Anię czy Emilkę, ale w końcu i Valancy pozostanie u mnie. I znalazłam ją dopiero teraz:)
UsuńJedna z moich ulubionych książek. Ale ja mam wersję, w której główna bohaterka ma na imię Joanna. Valancy bym chyba nie przełknęła ;)
OdpowiedzUsuńJoanna rzeczywiście lepiej brzmi i lepiej do niej pasuje:)
Usuń