Jak niewiele trzeba, by zobaczyć uśmiech. Nawet, jeśli każdy krok powoduje kolejną wpadkę, kolejną tragedię. Ile trzeba sił, by się nie poddać, ale dalej walczyć? Czy dwoje nastolatków i niemowlę są w stanie tego dokonać?
Niedawno skończyliśmy oglądać serial "Lemony Snicket. Seria niefortunnych zdarzeń." Składa się on z trzech sezonów. Został wyreżyserowany na podstawie 13-tomowej powieści Lemony'ego Snicketa (prawdziwe nazwisko autora Daniel Handler) "Seria niefortunnych zdarzeń".
Troje utalentowanych dzieci wychowywanych w kochającej się rodzinie, nagle traci rodziców w pożarze. Od tego momentu rozpoczyna się seria niefortunnych zdarzeń, które wydają się nie mieć końca. Z odcinka na odcinek odkrywane są coraz mroczniejsze sekrety. Hrabia Olaf, daleki krewny, który chce zawładnąć fortuną dzieci, czai się na każdym kroku i stosuje coraz bardziej brutalne metody przechwycenia majątku.
Dodatkowo Lemony Snicket - narrator powieści, nadaje serialowi mroczny, a momentami nawet depresyjny charakter. Przedstawia życie trójki bohaterów jako ciągłe pasmo nieszczęść i cierpień. W końcu zdesperowany widz czeka tylko i wyłącznie na szczęśliwe zakończenie, które wcale nie nadchodzi. Zwłaszcza 2 sezon wydaje się być makabryczny i dołujący.
Mimo tych nieszczęść trójka rodzeństwa cały czas ma siebie i potrafi wykrzesać iskierkę radości. Co więcej, nigdy się nie poddaje, zawsze podnosi się z każdej wpadki, wydarzenia, walki. W ostatnim sezonie widoczne jest ich zmęczenie drastyczną serią wydarzeń. Mają dość Olafa, jego podstępnych knowań, tajemnic związanych z rodzicami i dziwnej agencji, do której rzekomo należeli, tym, że nikt ich nie słucha. Każdy napotkany dorosły jest ślepy na ich krzywdę, zawsze wierzy Olafowi. Sylwetki opiekunów, do których trafiają Baudelaire'owie są mocno przerysowane. Są oni ślepi na krzywdę, bywają zakłamani i interpretują świat tylko na swój własny sposób. Naiwność dorosłych czasami aż denerwuje.
Spryt Wioletki, mądrość Klausa, odwaga i mocne zęby Słoneczka (najmłodszej z trójki rodzeństwa) doprowadza do zakończenia niefortunnej serii, mimo że nie można powiedzieć o szczęśliwym zakończeniu typowym dla dziecięcych bajek. Gdyż to nie jest już bajka ani magiczna opowieść, choć fantastyka miesza się z kryminałem i odrealnioną rzeczywistością.
"Seria niefortunnych wydarzeń" dostarcza zarówno młodemu jak i dorosłemu widzowi dużą dawkę czarnego humoru. W sposób absurdalny przedstawia świat dorosłych. Poza tym na uwagę zasługuje ciekawa gra słów oraz wprowadzanie nowego słownictwa, które za każdym razem jest wyjaśniane (wbrew pozorom zazwyczaj dorosłym).
Co jeszcze? Nie ma dobrego lub złego bohatera. Nawet dzieci nie zawsze postępują zgodnie z "kompasem moralnym"i czasami łamią przyjęte zasady. Również podłego hrabiego Olafa w obliczu śmierci stać na odrobinę dobroci, choć wcale go to nie usprawiedliwia.
Mam 13-letniego syna. Cała seria bardzo mu się podobała. Serial go wciągnął, zainteresował, do tego stopnia, że cały czas o nim opowiadał i czekał na kolejny odcinek. Wzbudził w nim wiele emocji. Podobnie i u mnie. Choć początkowo bardzo mnie denerwowało relacjonowanie spraw przez Snicketa i jego ponury, wręcz depresyjny nastrój oraz coraz gorsze położenie Baudelaire'ów.
lena
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz