Po deszczowym i mało przychylnym maju (deszcz w końcu był potrzebny) jego końcówka i czerwiec pokazały, czym są prawdziwe upalne dni. Przyroda od razu energicznie buchnęła paletą wszystkich kolorów tęczy, a rośliny, w tym i chwasty, zaczęły rosnąć w zastraszającym tempie.
W tym roku piwonie rozpoczęły piękny pokaz. Przez upalne dni szybko jednak porzuciły swoje płatki.
Chaber górski rozgościł się na dobre na skarpie i nie chce ustępować nikomu miejsca.
Po raz pierwszy zakwitł jaśmin, ale jestem zadowolona :)
Całkowicie zdeptana hortensja nie poddaje się. Teraz ją pilnuję. Niestety, nie upilnowałam róż. Za to jej pnąca odmiana kwitnie bez zarzutów.
W końcu też posadziłam pelargonie. Co roku zdobią nasze wejście do domu. Kiedy miałam już kupione kwiaty, przypomniałam sobie, że nie pomalowałam donicy. Sprawnie wszystko poszło i ze spokojem mogłam wziąć się za sadzenie.
Mam wrażenie, że to wszystko stało się w zaledwie tydzień, gdy zostaliśmy uziemieni w domu. Kiedy po raz pierwszy wyszliśmy, z niedowierzania otwieraliśmy oczy i dostrzegaliśmy zmiany, jakie zaszły w tak krótkim czasie. Wydaje nam się, że nic się nie dzieje, a tymczasem z dnia na dzień zmienia się wszystko, wystarczy tylko na chwilę się zatrzymać.
lena
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz