wtorek, 29 stycznia 2019

Coś o szczęściu...

Szczęście jest tu. Nie wierzysz? Spójrz.
Dlaczego go nie widać? Często go szukamy w rzeczach, które nas po prostu nie uszczęśliwiają. Widzimy piękne obrazki, uśmiechy cudzych dzieci, idealne panie domu z ciastkami własnej produkcji. Myślisz: "To musi być szczęście. Coś, czego w życiu nie osiągnę". 

Widzisz pokoje udekorowane szarością i bielą, czytasz, że tak jest ładnie, spokojnie i ze stylem. Do tego kolejne uśmiechnięte osoby. I znów to samo stwierdzenie: "To musi być szczęście, bo inni są szczęśliwi".

Tymczasem robisz remont, malujesz ściany na ten jedyny szczęśliwy kolor. Codziennie się spinasz, by ugotować i upiec cokolwiek, bo musi być własnoręcznie i eko, i w ogóle... Za chwilę oglądasz inny dom, inną rodzinę. Tym razem kolorowe w zieleniach, czerwieniach i nawet różach, bez zbędnych bibelotów. I co? Tam też są szczęśliwi?

Okazuje się, że tak, bo dla każdego szczęście to coś innego - dla jednych to będą godziny spędzone w kuchni, bez stresu i pośpiechu, pogaduchy przy wspólnym stole; dla innych spokojne, ciche i samotne wieczory spędzone na szarym fotelu pod pastelowym kocem z dobrą książką lub szydełkiem w ręku i kubkiem gorącej herbaty. 

kwiaty, szczęście, małe dzieci
Szczęścia nie daje powielanie utartych schematów. Kopiowane obrazki, bo tak było na tej stronie, bo jej twarz była taka radosna i ta beztroska w oku... To była jej chwila, jej szczęście. Tym dzieli się z innymi. 

Potrzeba polubienia siebie jest niezbędna. A wtedy z nieudawanym zachwytem - nie zazdrością, można oglądać strony internetowe i czerpać z nich radość oraz inspirację. 

Szczęście to wszystkie ulotne chwile. Dla jednego będzie to promyk słońca o poranku czy wręcz przeciwnie o zachodzie, zapach powietrza po burzy, uśmiech dziecka, gdy zobaczy motyla, obiad w gronie najbliższych, nocne oglądanie gwiazd, książka przeczytana w wolnej chwili, której coraz mniej...


krajobrazy, mgła, widoki


rodzina, dzieci, bliscy, wspólne zabawy

krajobraz, widok, zachody słońca, radość


Możesz zwolnić? Szczęście jest tu. Tylko zwolnij. A wieczorem znów zaśpiewam do snu: "Płonie ognisko i szumią knieje..." Ją to uszczęśliwia - mnie też.

lena

piątek, 25 stycznia 2019

Wieczór z książką. Anna Karpińska "Odnajdę Cię".

Przeszłość, zwłaszcza ta, której tajemnice nie ujrzały światła dziennego, której sprawy nie zostały rozwiązane, daje o sobie znać na każdym kroku. Wyrzuty sumienia nie pozwalają zapomnieć o traumatycznych przeżyciach. Rzutują na dalszą przyszłość, na całe życie.

Bożena Zawistowska dowiaduje się o chorobie. Stan jej zdrowia zmusza ją do tego, by w końcu rozliczyć się z przeszłością i odnaleźć swoją biologiczną córkę. 

ciekawa książka
Bożena jest pisarką, której życie nie szczędzi. Najpierw za namową rodziców jako nastolatka oddaje dziecko do adopcji. Potem traci kolejne ciąże, które za każdym razem przypominają jej o pokucie, jaką musi odbyć za porzucone dziecko. Następnie spotyka się z trudem wychowania i niewdzięcznością ze strony adoptowanych córek. Uczucie, którym Bożena z mężem próbowali obdarzyć małe dziewczynki, niszczy ich związek. W ostateczności zostaje sama, z dość dziwną i nietypową relacją łączącą ją z młodszą z adoptowanych sióstr. Oddaje się pisaniu, w dalszym ciągu jednak pomaga swojej adoptowanej córce, licząc się powoli z tym, że przychodzi do niej tylko ze względów finansowych. Jedynym prawdziwą miłością Bożena darzy swojego przyszywanego wnuka i to z wzajemnością. 

Dagmara to rozwiedziona matka dwójki dzieci: zbuntowanej nastolatki i małego przedszkolaka. Nie może znaleźć miejsca we Wrocławiu, dlatego kiedy w spadku po mamie otrzymuje Księgarnię pod Flisakiem, postanawia przeprowadzić się do rodzinnego Torunia. Wraz ze spadkiem dostaje również list, w którym mama wyjaśnia jej, że została adoptowana. Całe życie czuła się mniej kochana i miała ku temu podstawy. Mama wyznaje jej w liście, że odkąd urodziła córkę, przestała darzyć ją tak gorącym uczuciem jak wcześniej. Córka Dagmary nie szczędzi jej problemów i rzuca szkołę oraz wyjeżdża do Anglii ze swoim chłopakiem.

Dagmara walczy o rodzinę, o swoje uczucia oraz o księgarnię. Ma w Toruniu przyjaciół, na których może polegać. A przede wszystkim nie poddaje się i chce odnaleźć swoją biologiczną matkę, by spojrzeć jej w oczy i zapytać, dlaczego została porzucona.

Powieść została podzielona na dwie części zatytułowane: „Bożena” oraz „Dagmara”. Rozdziały ich historii się przeplatają, tak by na końcu zeszły się w momencie, w którym bohaterki się spotykają. 
To dwie historie o poszukiwaniu siebie, swojego miejsca na ziemi i o rozgrzeszaniu się z przeszłością.



lena

czwartek, 24 stycznia 2019

W innych rejonach śnieg, a u nas bałwanki.


Pamiętacie może tę radość, kiedy z sankami biegaliście na górki albo gdy wkładaliście łyżwy, by pojeździć trochę na jeziorze? To była dziecięca radość. Beztroska. Z rozdziawioną buzią patrzyłam, jakie piękne krajobrazy potrafi tworzyć zima. Cudowna zima. Teraz już tak nie patrzę. Teraz nie lubię śniegu, ja się go nawet boję. Tylko co zrobić, gdy podczas ferii dzieci pragną tylko jednego? Ostatnio czuję się rozdarta…

Udało nam się przez dwa popołudnia podreptać w śniegu, porzucać się śnieżkami i nawet ulepić miniaturowego bałwanka. Przez pierwszy tydzień ferii córka z nadzieją wstawała i szybko podchodziła do okna. Oczywiście, że czekała na śnieg. Potem głupkowaty i radosny taniec, gdy zaczęły spadać pierwsze płatki. A kiedy w końcu delikatnie zaścielił chodniki, nie było wyjścia. Trzeba było wyjść, nawet kiedy nastał już wieczór.





Wiem, że go nie lubię. Ale widzę te uśmiechnięte buźki  i przypominam sobie swoją radość. Nasze rodzinne wypady na sanki… I staram się nie myśleć, że rano muszę kierować autem. Patrzę i cieszę się razem z nimi.  

Do tego moje ukochane długie spacery. Wróciliśmy do nich, kiedy tylko wyszło słońce.






I nasze bałwanki, które powstały w towarzystwie kilku miłych osób.

bałwanki ze skarpetek

bałwanki ze skarpetek


Do bałwanków wykorzystaliśmy: skarpetki (stopa na korpus i góra skarpetki na czapeczkę),  ryż, sznurek, pompony, cekiny lub oczka, wstążki poza tym: nożyczki i klej na gorąco.


lena



poniedziałek, 21 stycznia 2019

Dzień, w którym jeszcze mocniej tulę swoją babcię bez względu na prezenty.


Dzień Babci i Dziadka to chyba dla mnie najmilsze święta, w których mogę podziękować swoim dziadkom za to, że są. Że byli w każde wakacje, w każdy wolny dzień. U nich mogłam robić wszystko. Nie dziwili się, nie krytykowali. Byli. Dziś już nie jest tak wesoło, ale mogę ich jeszcze przytulić.

Dzień Babci i Dziadka, upominek

Ostatnio moja córka usłyszała zdanie, że tego, kto daje więcej prezentów bardziej się powinno kochać. I to jest prawda. Dziadkowie ofiarowali mi największy prezent – poświęcili swój czas i pozwolili mi być sobą. Nie było prezentów materialnych ani pieniędzy bez okazji. Nawet przy okazji czasem też nie, a mimo to nie zamieniłabym ich na nikogo innego i w kolejną niedzielę jechałam do nich z utęsknieniem.

To jak to jest z tymi prezentami?

upominek na Dzień Babci i Dziadka

Dzień Babci i Dziadka, upominek



A na nas czekała słodka niespodzianka

słodki upominek,

I proszę wszystkie Babcie i Dziadków – Nie mówcie, że Wasze wnuczęta niepotrzebnie dają Wam prezenty. Że kwiaty zwiędną. Że czekoladki zostaną zjedzone. I nawet najbrzydsza laurka w Waszych rękach jest najpiękniejszym podziękowaniem małego dziecka.


Dzień Babci i Dziadka, upominek

lena

piątek, 18 stycznia 2019

Wieczór z książką. Emily Giffin "Wszystko, czego pragnęliśmy".

Pragnienia są wpisane w ludzkie istnienie i zależne są od priorytetów, którymi człowiek się kieruje. 

Dla Niny Bowning jest to dobro jej syna i stworzenie przytulnego, a przede wszystkim bezpiecznego domu. Nina nigdy nie wyjawiła nikomu swojego sekretu z przeszłości. Zakochana w Kirku, pozwoliła kierować mu jej własnym życiem. Wiedziała też, że zawsze będzie odstawać od elitarnej grupy, w której obracał się jej mąż, ponieważ nie wywodziła się z zamożnej rodziny. Kłamstwo Fincha – jej syna oraz wszystkie konsekwencje jego zachowań powoli otwierają jej oczy na rzeczywistość. 


Dla Toma Volpe’a jest to również dobro, ale jego córki. Pragnie wpoić jej wartości, którymi sam się kieruje. Odrzucony przez żonę, która jednocześnie zostawiła także córkę, również próbuje stworzyć rodzinny dom. Doświadczony przez życie staje się samotnikiem. 


Lyla to mądra i inteligentna dziewczyna. Dzięki stypendium naukowym uczy się w prywatnej szkole Windsor. Zna swoje możliwości, wie również, że nigdy nie będzie należała do grupy dzieciaków z zamożnych rodzin. Mimo to jej pragnieniem jest bliższa znajomość Finchem, który podoba jej się od samego początku. Dziewczyna, mimo obaw ojca, potrafi zawalczyć o siebie, nie krzywdząc przy tym innych. Udowadnia tym sobie i jemu, że nie zboczy z raz obranej drogi. 

Finch jest jedynym synem Niny i Kirka. Choć Ninie wydaje się, że wpaja mu właściwe wartości, to pieniądz i zachowanie ojca burzy jej koncepcję. Finch od samego początku ma to, co chce. Każda zachcianka jest spełniania, bez względu na cenę. Nina myślała, że wychowała wrażliwego człowieka. Nie wiedziała, jak bardzo się pomyliła. Jednakże nie kryje swojego syna, nie próbuje zatuszować jego postępków, tylko dąży do prawdy. Wbrew pozorom staje po stronie Lyli. 
Powieść została opowiedziana trzema głosami. Czytelnik poznaje świat widziany oczami Niny, Toma oraz Lyli. Można w ten sposób dotrzeć do ich myśli i spostrzeżeń. Wydarzenia w spójny sposób przechodzą między jedną postacią a następną. 

Historia o sile hejtu i zdjęć robionych telefonem, a następnie rozpowszechnianych. A także o poszukiwaniu siebie i własnej drogi życiowej. O tym, jak bogactwo potrafi zniszczyć człowieka. O błędach młodości.



lena

czwartek, 17 stycznia 2019

"Urodzona księżniczka tę iskrę w sobie ma"

Tytuł dzisiejszego wpisu to słowa piosenki z bajki "Barbie i Akademia Księżniczek". 
Czas bali i balików karnawałowych. Czas, w którym choć na chwilę baśń staje się prawdą. Na jeden dzień można się zamienić w kogoś innego, wymarzonego. Od zawsze prym wiodą księżniczki.


strój księżniczki, sukienka na szydełku

strój księżniczki, sukienka na szydełku


Nigdy nie byłam księżniczką. Za to w stroju krakowianki czy cyganki również czułam się ważna tego szczególnego dnia. Zwłaszcza rola cyganki - rozpuszczone włosy, makijaż no i długa suknia. 

Moja mała księżniczka tym razem dostała sukienkę ode mnie. Chciała już być Rainbow Dash. Oczywiście etap Elsy z "Krainy Lodu" też przerabialiśmy, a teraz miała być po prostu księżniczka. Falbany, korona...

Już na samym starcie zapytała - Tylko czy każda księżniczka musi się tak męczyć? (zawiązywanie szydełkowej góry miało być tą męczarnią :)

strój księżniczki, sukienka na szydełku



Fenomen księżniczki, co w nim jest? 
Jest piękna, to wiadomo. Każdy chce być pięknym. Ma wspaniałe stroje i mieszka w pięknym zamku. A poza tym jest mądra, ma dobre serce, często musi podjąć wiele ważnych i trudnych decyzji (nie tylko to, czy związać gorset różową czy niebieską wstążką). "Barbie i Akademia Księżniczek" przypomniała nam, że o tym, kim jesteśmy nie decyduje sam strój. Ważne również, by nie zatracić się w tej "księżniczkowatości" (wiem, nie ma takiego słowa :)), by pozostać sobą...

Na zrobienie sukienki wykorzystałam szydełkowe wdzianko, do którego przymocowywałam paski tiulu. 



piątek, 11 stycznia 2019

Wieczór z książką. Vera Buck "Runa".


To, co szokujące w tej powieści, działo się naprawdę. W klinice Salpêtrière w Paryżu przeprowadzano eksperymenty na histeryczkach. Doktor Charcot dbał o to, by jego pokazy ściągały jak najliczniejszą grupę widowni. Jori był wpatrzony w jego poczynania, do momentu, w którym młody student medycyny zdecydował się przeprowadzić operację mózgu. 

Powieść składa się z kilkuk historii. 


Jest młody lekarz – Jori, a właściwie Johann Richard Hell, który zdecydował się na medycynę ze względu na chorą dziewczynę. Z tego samego powodu też chce przeprowadzić operację dziewczynki. Dzięki niej ma w końcu otrzymać dyplom. Jednak im bliżej zabiegu, tym więcej drastycznych decyzji musi podjąć. Zdaje sobie sprawę, że dla większości lekarzy kobiety są tylko materiałem badawczym, doświadczeniem. Runa – dziewczynka, na której ma być przeprowadzona operacja staje się mu bliska, choć nie można się z nią w żaden sposób porozumieć. 



Drugim bohaterem jest Lecoq – były policjant, któremu wydaje się, że jest przestępcą. To on dostrzega Joriego na dworcu i od razu przeczuwa jego złe intencje. Jego dedukcja doprowadza go do miejsc zbrodni oraz pozwala na połączenie faktów.



Runa – dziewczynka, która trafia do szpitala. Najmroczniejsza postać w książce. Jej wygląd przeraża nawet pielęgniarki i lekarzy. Wszyscy się jej boją. Diagnozują u niej histerię, posądzają ją nawet o opętanie. Do tego jest odporna na działanie drastycznych metod leczniczych. Nikt nie podejrzewa, ile już doświadczyła w swoim młodym życiu. Dopiero Jori odkrywa tę tajemnicę. 

Oraz autor Maxime występujący w pierwszoosobowej narracji, któremu udaje się spisać opowieść. Jego historia splata się z wydarzeniami 1884 roku. Pozwala sobie na więcej przemyśleń oraz osobistych wędrówek. 

„Runa” to brutalny świat medycyny, dla którego nie liczą się osoby, lecz sam cel – nauka, doświadczenia i sława. Ten, który się waha, jak w przypadku Joriego, zostaje winnym. Do tego kryminalna zagadka połączona z mrocznymi tajemnicami. Powieść przykuwa uwagę. Drastyczne wizje nie dają o sobie zapomnieć. A Runa gdzieś tam istnieje w umysłach ludzi, którym udało się ją spotkać. Nadal nikt nie wie, co się z nią stało.


lena



czwartek, 10 stycznia 2019

Roczek, kiedy to było...

Przyjeżdżasz do domu po imprezie urodzinowej, po roczku i co robisz? Szukasz zdjęć z urodzin swoich dzieci. Patrzysz w ekran monitora lub przeglądasz album i nie dowierzasz, że Twoje pociechy są już takie duże. Kiedy to minęło?

Niedawno mieliśmy przyjemność wziąć udział w imprezie małego chłopczyka, który obchodził swoje pierwsze urodzinki. Dla małego solenizanta był piękny i smaczny tort. Nie zabrakło kolorowych balonów, balona napełnionego helem w kształcie jedynki oraz czapeczek urodzinowych. Poza tym moja córa nauczyła się tworzyć różne stworki balonowe oraz pozwolono jej puszczać bańki, co sprawiło jej wiele radości. Solenizant, jak to bywa w takim dniu, miał wielu chętnych do bawienia, był obcałowany i wypieszczony. Jednak najbardziej zadowolony był z tego, że pozwolono mu raczkować, gdzie tylko chciał. 





A po powrocie z łezką w oku przeszukuję albumy, płyty i komputer. Jestem na tyle zdesperowana, że szukam zdjęć najstarszego syna nagranych na płytach głęboko schowanych w szafach. Nie wystarczają mi te z albumu. I przysięgam sobie, że na pewno je w końcu wszystkie wywołam. Naprawdę. 



Nagle sobie przypominam, jak to córka grosik po grosiku zbierała ze stołu, bo przecież jej zdjęć nie ma. Laptopa ukradli z jego całą zawartością, ze wspomnieniami z jej pierwszych miesięcy życia. A ja tak bardzo chciałam tylko te zdjęcia odzyskać, komputer mogli sobie zabrać... I wtedy nie dosyć, że znajduję ciekawą prezentację multimedialną (zrobiłam pierwszy roczek syna w formie zabawnych slajdów - uśmiechy nam nie znikały z ust, kiedy to oglądaliśmy), to jeszcze znalazło się kilka zdjęć małej z pierwszego miesiąca życia. Przez przypadek pewnie nagrałam, bo miejsce było na płycie? Nie wiem, ale są :) 

I okazuje się, że jej rączki i nóżki już nie są takie małe. Już nie przypominają tych malutkich ze znalezionych zdjęć.


Jest różnica?


A poniżej łapki syna, córki i moja.



A co czuję? Że jestem stara :) A tak na poważnie, że mam wspaniałe dzieci. 
Co zrobię? Wywołam w końcu wszystkie zdjęcia! Ot, co.

I jeszcze mam do zrobienia prezentację z córką w roli głównej - ona też chce taką pamiątkę. 


lena

wtorek, 8 stycznia 2019

Stół - centrum dowodzenia

Zanim jeszcze wprowadziliśmy się do domu, wiedziałam, że chcę mieć ogromny stół. Miał jedno ważne zadanie do spełnienia -  pomieścić rodzinę i bliskich. To przy nim miały odbywać się najważniejsze dla nas spotkania. To on miał skupiać wokół siebie najważniejsze osoby. Po siedmiu (to nie jest błąd) latach mam ten stół. 

Brakowało nam tego znaczącego mebla spajającego oraz łączącego kilka funkcji jednocześnie. Dopiero teraz zdaliśmy sobie z tego sprawę. Co nie znaczy, że nic nie potrafiło nas połączyć w jednym miejscu. Do tej pory posiłki i odrabianie lekcji odbywało się przy małym stole kuchennym, goście przyjmowani byli wokół wielkiego narożnika, ale przy małej ławie, którą za każdym razem musiałam przesuwać, gdy tylko chciałam się położyć. 

W moim rodzinnym domu nie było tego miejsca. Przy ścianie stała również ława. Stół rozkładany od święta stał za meblościanką i się kurzył. Bardzo rzadko był wyciągany. Widocznie nie było takiej potrzeby, a mnie tego miejsca brakowało. U chrzestnej natomiast wszystkie spotkania odbywały się w wielkiej kuchni przy dużym drewnianym stole, który w zależności od prowadzonej rozmowy spajał lub rozluźniał więzi rodzinne. Ale zawsze przy nim. Stół w pokoju gościnnym też był na specjalne okazje i uroczystości. Paradoksalnie, teraz częściej się przy nim spotykam, niż kiedy byłam dzieciakiem.

Długo o nim marzyłam i w końcu się udało. Po siedmiu latach mamy miejsce, gdzie swobodnie możemy zjeść, przyjmować gości, tworzyć, rysować, wycinać, grać w gry planszowe (choć dywan nadal pozostaje miłą perspektywą), nawet odrabiać lekcje.

gry planszowe na stole


gry na stole, jungle speed


Zatem jak do tej pory działaliśmy, skoro stół wydaje się najważniejszym i głównym centrum dowodzenia? Pewnie że działaliśmy. Jeśli chcemy być razem, to nawet stół nie jest do tego potrzebny. Tylko on jest teraz taką wielką wisienką na torcie. Długo wyczekiwaną. 

spotkania przy stole



Teraz Wszystko jest w jednym miejscu - nasze centrum. I do tego wymarzone: białe krzesła, nblat w kolorze drewna, szare obicia... Jest pięknie.
Czego kobieta może więcej pragnąć? Szpilek? Nie...

lena

A to chwilę zanim chciałam opublikować post - wyłączyli nam prąd.





piątek, 4 stycznia 2019

Wieczór z książką. Hubert Fryc "Szeptać".

„Dom to klucz” – do wszystkiego: szczęścia, szacunku do drugiej osoby, miłości, do przeszłości. Domu nie tworzą ściany lecz ludzie i ich historie. Michał to wie, jednakże nie może pokochać swojego nowoczesnego mieszkania na XI piętrze. Jest szczęśliwy, niczego mu nie brakuje, a mimo to czuje, że to nie jest jego miejsce na ziemi. Dla niego dom to jeszcze przodkowie, którzy przyczynili się do historii rodu. Tego nie można znaleźć w nowoczesnym mieszkaniu. Wydaje się mu ono puste.

Po śmierci dziadków Michał próbuje uprzątnąć rzeczy z ich starego, drewnianego domu. Na strychu znajduje swojego walkmana z kasetami, który zaginął na wakacjach. Myślami wraca do tamtych chwil. Powoli odsłuchuje każde opowiadanie. Dziadek Franciszek chciał mu w ten sposób opowiedzieć historię rodu i wytłumaczyć, czym jest dom.

Z opowieści dziadka Michał dowiaduje się, tajemniczym zaginięciu pradziadka Mateusza oraz o życiu pradziadka Kazika, który celebrował każdą chwilę i swoje życie traktował jak cud. Inaczej patrzył na dzień powszedni, choć pewnie przeżywał go jak każdy. Wszystko to owiane tajemnicą, nutką magii oraz baśniowości. 

Tytułowa czynność „szeptać” ma ogromną siłę. W ten sposób od pokoleń w domu Franciszka przekazywane są informacje i sekrety. Dla małego chłopca są ich wspólną tajemnicą. Dla dziadka miały uzdrawiającą moc. Ciepłe słowa, pełne dobrych emocji, kierowane były tylko do jednej osoby, tylko jej były ofiarowane. 
Michał przypomina sobie, że to na tamtych pamiętnych wakacjach po raz pierwszy zobaczył Zosię, a teraz one jest jego żoną i spodziewa się ich pierwszego dziecka.

Ostatnią kasetę znajduje w środku nocy. Miotany lękiem, przyjeżdża do starego domu. Wydaje mu się, że słyszy kroki na strychu i znajduje kasetę. Tym razem z nagraniem babci. Z wyjaśnieniami i podziękowaniem za nowe życie. Jedynie charakterystyczne „bum-bum” pod ziemią zostaje w sferze niewyjaśnionej, ponieważ słyszy je młodsza o 2 pokolenia Łucja.

W powieści zawarte są 3 historie: opowieści dziadka z wątkami fikcyjnymi, które miały początkowo na celu ubarwić pobyt wnuka na wakacjach; małego Michała, który poznaje życie na wsi oraz dorosłego Michała, który szuka własnego miejsca na ziemi. Jest to sentymentalna podróż o poszukiwaniu oraz o znaczeniu więzi rodzinnych.


lena

czwartek, 3 stycznia 2019

Świąteczny czas i cóż my z tego mamy


Grudzień jak co roku kojarzy się niekoniecznie z beztroskimi świętami. W tym czasie nie tylko elfy pracują w pocie czoła ;) Powstają listy zadań i kolejne listy tychże list. Na końcu można jedynie albo wyluzować i wybrać priorytety, albo zestresować nie tylko siebie ale i całą rodzinę. Powoli wybierałam pierwszą wersję i kiedy faktycznie zaakceptowałam stan rzeczy, wszystko powoli zaczęło się układać.


choinka


W tym roku (w sumie już w poprzednim) po raz pierwszy nie powstał  kalendarz adwentowy. Miałam już co prawda wypisane wstępne liściki od Mikołaja, ale zostały tylko w komputerze. W końcu zdałam sobie sprawę, że udało nam się większość zadań z listy od Mikołaja zrealizować. Tak po prostu. 


  • Odbył się wieczór pieczenia pierników - od zarabiania ciasta, wykrawania, po pieczenie - moja ekipa w tym roku po raz pierwszy wywiązała się wzorowo. 
  • Wspólnie robiliśmy porządki, a "czarną dziurą", pod nazwą której kryje się nieuporządkowany stos zabawek leżących w kącie, zajął się mój pierworodny. 
  • Udały się także wyjazdy: na spektakl pt. " Spotkanie ze Świętym Mikołajem" oraz wyjazd na Bożonarodzeniowy Jarmark do Wrocławia. 
  • Było przygotowywanie ręcznie robionych kartek świątecznych, 
  • Dekorowaliśmy dom, 
  • I zaplanowaliśmy niezaplanowany wieczór filmów i bajek (w zamyśle świątecznych                  w rzeczywistości wybraliśmy "Vaianę" oraz "Hotel Transylvania") ), 
  • Śpiewaliśmy kolędy.
  • Odbyła się także mini sesja przy choince .
  • I najważniejsze - strojenie żywej choinki. Moje marzenie, bo "każda choinka ma swoje życie - my daliśmy naszej nowe, bo przyjęliśmy ją o swojej rodziny, ale zapach też się liczy" - tak brzmiała odpowiedź córki na pytanie odnośnie tego, czy warto było przywieźć do domu drzewko.


choinka

choinka


I mimo szarugi za oknem, czas przy stole, przy wspólnych rozmowach i grach planszowych (w tym roku pobiliśmy chyba rekord), był najlepszym czasem. A musiała mi to uświadomić moja mała Iskierka. Warto czasem spojrzeć na to wszystko oczami dziecka i się uśmiechnąć.
"Tylko jeszcze masę porcelanową, co o niej wspominałaś zrobimy, co? - także mam już nawet plany na ferie.

lena

Start zawsze jest dobry, ale liczy się meta

Serdecznie witam po długiej przerwie.

O ile starty mi wychodzą, to mety wcale nie widać.
Styczniowe powroty powoli stają się tradycją. Mam tylko nadzieję, że u mnie nie będą to noworoczne postanowienia, na które zapału starcza jedynie na miesiąc.

Co więcej brakuje mi wpisów i  czytania blogów. Od czasu do czasu człowiek ma potrzebę uzewnętrznienia się bez względu na to, ilu ma odbiorców.

Do tego w ostatnim czasie przeczytałam wszystkie swoje wpisy i trochę żal mi się zrobiło, że tego zaprzestałam.

Po ponad roku małych i większych zmian, dezorganizacji oraz być może bezpodstawnych usprawiedliwień  - wracam. Czy na długo? Czas pokaże.

Znowu jestem, choć paradoksalnie zawsze byłam, ale długo w trybie offline.

To słowem przydługiego wstępu.




pozdrawiam

lena

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...